„Transport! Oto słowo, które polski wychodźca znienawidził”

O polskich dipisach (ang. displaced persons, potocznie „dipisi”) napisano już wiele książek i opracowań. Wypadu tu wspomnieć choćby o pracach prof. prof. Czesława Brzozy, Leona Dyczewskiego, Wiesława Hładkiewicza, Grzegorza Janusza, Stefana Limana, Czesława Łuczaka, Krzysztofa Ruchniewicza, Jana Rydla, Janusza Wróbla a także Adama Dyrko, Andreasa Lembecka i  wielu innych autorów. Ukazało się również wiele wspomnień przedstawicieli tej grupy. Dotąd najciekawsze jakie znalazłem są autorstwa małżeństwa Barbary Leonowicz-Babiak i Zenona Babiaka. Współcześnie temat dipisów coraz bardziej staje się atrakcyjny dla popularyzatorów, którzy chętnie wracają z opowieścią do tzw. „czasu dipisów”, Także mój wpis nie jest przypadkowy i zmierza w tym samym nurcie popularyzatorskim.

Zbierając różnego rodzaju fotografie oraz wspomnienia działaczy przez które przewija się ponury obraz „dipisa” przyjrzałem się bliżej obozom dla dipisów. Muszę w tym miejscu wspomnieć, że przed laty w Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego w Londynie spotkałem pewną studentkę, studiowała zarządzanie i marketing na jednej z warszawskich uczelni, która poszukiwała materiałów do pracy licencjackiej poświęconej „systemowi zarządzania w obozach dla dipisów w zachodnich strefach okupacyjnych Niemiec”. Zdałem sobie wówczas sprawę, że tak naprawdę nikt dotąd nie interesował się tym tematem. Temat podjęty przez studentkę był nie tylko ambitny ale i nowatorski. Precedens również polegał na tym, że zajmująca się nim osoba nie była historykiem. Niestety nie mam pojęcia czy ów pracę udało się jej napisać oraz obronić. Nie mniej uświadomiłem sobie jak jeszcze wiele jest do zbadania w tej oraz innych materiach związanych z powojenną obecnością Polaków w Niemczech.

Fot.1: Brama obozu dla polskich DP w Heilbronn, 1947 r. (źródło: IPMS)

Po zakończeniu wojny polską ludność cywilną oraz byłych jeńców wojennych gromadzono na mocy decyzji władz okupacyjnych w tzw. ośrodkach dla wysiedleńców zwanych również obozami dipisowskimi. Można przy tej okazji wyznaczyć początkowe dwa okresy tej działalności. W pierwszym okresie wszystkich cywili gromadzono w małe skupiska. Często tworzyły one obozy, które liczyły 200 osób a czasami mniej. Okres ten cechowało się znacznym rozdrobnieniem tych skupisk, którymi trudno było administrować. W drugim okresie władze okupacyjne wymuszały konsolidację wszystkich mniejszych skupisk dipisów, przede wszystkim w celu przyszłej repatriacji oraz lepszego zarządzania. W tym okresie powstawały obozy, które liczyły od 2 do 10 tys. osób. Był to naturalny, według władz okupacyjnych, sposób zgrupowania tak ogromnej liczby cywilów pozostających na terenie okupowanych Niemiec. Ich tworzenie ułatwiało również prowadzenie aprowizacji, dostarczanie odzieży. Ciekawym zjawiskiem było określenie, że coś jest „stałe”. To bardzo często na tamtych terenach dochodziło do nieustannego przemieszczania obozów dla dipisów. Likwidowano mniejsze ośrodki, inne natomiast łączono. Życie w obozie nie było niczym stałym – dzisiaj byłeś w tym miejscu a jutro byłeś w innym.

Według obliczeń jednego z polskich badaczy na terenie zachodnich stref okupacyjnych znajdowało się w lecie 1945 roku ponad 1000 obozów dla wysiedleńców polskich. Kilka miesięcy później było ich już tylko 427. Z początkiem 1947 roku ta liczba zmalała do ponad 340 obozów. Zmiany ich liczebności powodował bezpośrednio program repatriacji dipisów do ojczystych krajów. Ich liczba stale więc malała. Bardzo ciekawym elementem funkcjonowania obozów DP były próby próby utrzymania przez zachodnich aliantów jednolitości narodowej w części ośrodków. W przypadku naszych rodaków zamieszkiwali oni najczęściej obozach jednonarodowych. W tamtym czasie jako wyjątkowy przykład obozu wielo narodowego, może posłużyć obóz Valka koło Norymbergii, który przez długie lata był największym międzynarodowym obozem w amerykańskiej strefie okupacyjnej.

Niestety trudne warunki obozowe sprawiały, że szerzyły się w nich rabunki, gwałty, morderstwa, a do powszechnych praktyk należało pędzenie bimbru. Komendant obozu w Fallingbostel oceniał, że na terenie obozu znajduje się około 1 tys. kryminalistów, przywiezionych jeszcze przez nazistów podczas okupacji do Rzeszy. Trzeba jednak dodać, że kryminaliści znajdowali się właściwie w każdym dipisowskim obozie na terenie Niemiec.

Heilbronn
Fot. 2: Widok na budynki obozowe DP w Heilbronn, 1947 (źródło: IPMS)

W konflikty z prawem wchodziło niespełna od kilku do kilkunastu procent polskich dipisów, a popełniane przez nich przestępstwa były coraz surowiej karane przez aliancką administrację. Początkowo za drobne wykroczenia karano naganą bądź ograniczeniem przepustek. Z czasem tego rodzaje prewencja administracji okupacyjnej nie przynosiła zamierzonego skutku. Kiedy  skala przestępczości wśród dipisów zaczęła rosnąć zaostrzono kary a ich sprawców Komendanci wojskowi oddawali przed sądy. W wyniku stosowania kar za przestępstwa w samym tylko 1946 toku w więzieniach brytyjskiej strefy okupacyjnej znajdowało się około 2 tys. polskich dipisów, około 27 osób skazano na śmierć a 22 dipisów na karę dożywotniego więzienia. Lata okupacyjnej rzeczywistości spowodowały trwałe spustoszenie moralne polskich dipisów a warunki bytowe w obozach dla DP często wzmagały tą patologię i nie zapobiegały jej rozpowszechnianiu.

Strefa amerykańska była największą strefą okupacyjną, w której znajdowało się ponad 20 skupisk polskich. Na tym terenie znajdowało się kilka obozów dla polskich dipisów z których najmniejszy w Wetzlar liczył ponad 12 tys. osób, w Wildflecken również było 12 tys. osób, a w Aschaffenburgu 15 tys. osób. Mimo trwającej akcji repatriacyjnej w tej strefie liczba Polaków była nadal znacząca. Obóz w Priesterwald liczył w styczniu 1947 roku 3160 osób, Altenstadt 3382, Coburg 3602, Hohenfels 3937, Inglostadt 6557, Wildflecken 14 191 osób.

Na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej znajdowało się około 30 polskich skupisk, które liczyły ponad 5 tys. osób. Większość z nich liczyła niespełna po 200 osób. Na terenie Westfalii gdzie stacjonował I Korpus Angielski (obszar Iserlohn) znajdowało się jeszcze w 1946 roku 179 skupisk polskich, które w sumie liczyły 115 477 dipisów. Podobna sytuacja istniała w okręgu Szlezwik-Holsztyn, gdzie w 100 obozach znajdowało się w 1946 roku 120 tys. osób. Najmniejsze obozy w strefie brytyjskiej to Hagen-Kabel 2 tys. osób, Padeborn 2680 osób, Isselheide 3546 osób, Dössel 2482, Solingen 3388, Wenderhüte 3232 i Dortmund 4960.

Na terenie strefy okupacji francuskiej było 76 obozów w których przebywało w końcu 1945 roku 57 269 Polaków. Obozy średnie liczyły poniżej 1 tys. osób, a tylko w 10 obozach przebywało ponad 2 tys. Polaków: w Lehbach z liczbą 3980 dipisów, Lahnstuhl 4154 dipisów, Hamburg 3500 dipisów, Freyen-Koblenz 3500 dipisów, Niederlahnstein 3500 dipisów, Primasens 2900 dipisów, Genisenau-Trier 2880 dipisów, Tyrol 2783 dipisów, Saulgau 2555 dipisów, Wagen 2206 dipisów. Już w pierwszej połowie 1947 roku na terenie tej strefy mieszkało 31 420 Polaków.

Fot.3: Widok budynków na terenie obozu Wentorf (źródło: dpcamps.org).

Według K. Kosickiego najwięcej obozów polskich dipisów posiadała strefa brytyjska, gdzie we wrześniu 1945 roku znajdowało się na jej terenie 227 obozów z 489 619 dipisami, w strefie amerykańska znajdowało się 139 obozów a w nich 325 283 polskich dipisów a w strefie francuskiej znajdowało się 61 obozów z 82 131 polskimi dipisami. Kosicki przyjął również, że w strefie brytyjskiej do największych skupisk w 1945 roku należały Braunchweig z 40,5 tys. osób, Lubeka w lipcu 1945 roku 30 tys. osób, Watenstedt w sierpniu 1945 roku 19,3 tys. osób, Fallingbostel 17,5 tys. We francuskiej strefie ze względu na obszar znajdowało się 10 obozów w których liczba dipisów nie przekraczała 2 tys. osób. Resztę stanowiły mniejsze obozy.

W lutym 1946 roku na terenie wszystkich zachodnich stref okupacyjnych Niemiec znajdowało się około 345 dipisowskich obozów. Zarząd UNRRA objął opieką 226 obozów, wojsko 43 obozy a administracja innych organizacji opiekuńczych 36 obozów. W radzieckiej strefie okupacyjnej Niemiec zorganizowano pod koniec 1945 roku około 100 obozów dipisowskich. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że liczba obozów w całych okupowanych Niemczech bardzo szybko spadała, co było bezpośrednim wynikiem „repatriacji”.

Przeprowadzka Heilbronn
Fot.4: Kolejna przeprowadzka w obozie DP w Heilbronn, 1948 (źródło: IPMS)

Znośne warunki obozowe, panowały w byłych koszarach Waffen-SS, gdzie w budynkach były wydzielone pokoje, do dyspozycji były sanitariaty, boiska, sale rekreacyjne. Najgorsze warunki panowały w obozach, w których dipisi byli umieszczani w barakach byłych obozów pracy, gdzie panował brud, było pełno pluskiew. Zazwyczaj umieszczano od kilkunastu do kilkudziesięciu osób w jednym baraku. Nie trzeba sobie wyobrażać, że warunku sanitarno-bytowe były trudne. Zdarzało się również, że ze względu na  złe warunki władze UNRRA likwidowały takie obozy a jej mieszkańców przenoszono do innych obozów z lepszymi warunkami bytowymi.

Warto wspomnieć, iż wszystkie władze okupacyjne wypracowały cały szereg instytucji, które sprawowały kontrolę nad dipisami. Na przykładzie brytyjskiej strefy okupacyjnej możemy dostrzec, że władza ta ograniczała się do roli prewencyjno-administracyjnej. Na całym terenem BAOR opiekę nad wysiedleńcami i uchodźcami sprawowała organizacja DP, PWX, Refugee Division przy Control Commission for Germany (CCG). Temu urzędowi podlegały wszystkie DP, PWX, Refugee Branch przy terytorialnych Military Gouvernement. Ponadto wysiedleńcami i jeńcami wojennymi zajmowały się również Relief Military Gouvernement Detachment oraz Discpalced Persons Assembly Centres (DPAC). Podlegały one również DP, PWX, Refugee Division CCG oraz jej terenowym oddziałom. Relief MG Detachment koordynował działania gospodarczo-administracyjne a jego urzędnicy wykonywali zadania o charakterze politycznym CCG, natomiast urząd DPAC zajmował się przede wszystkim nadzorem i kontrolą w obozach dipisowskich wojskowych, zwłaszcza nad tymi, które nie podlegały nadzorowi UNRRA.

Wspólna fotografia
Fot. 5: Wspólna fotografia nauczycieli i uczniów Polskiej Szkoły Powszechnej na terenie obozu dla DP w Cammer, 1947 r. (źródło: IPMS)

W polskich obozach dipisowskich władze okupacyjne powoływały komendantów, którzy odpowiadali przed administracją strefy okupacyjnej. W większości przypadków komendantami obozów byli jeńcy wojenni ze stopniem oficerskim (w dużych obozach) lub podoficerskim (w mniejszych obozach). Komendantom obozów do sprawowania lepszego nadzoru nad nim przydzielano samorząd obozowy wybrany spośród dipisów, którego zadaniami było organizowanie życia kulturalno-oświatowego, dystrybucja przydziałów (tylko na terenie obozów), pomoc przedstawicielom władz okupacyjnych i opiekuńczych. W każdym obozie powołana została policja obozowa, która za realizację porządku na terenie obozu odpowiadała przed komendantem obozu, natomiast mogła służyć również władzom okupacyjnym i niemieckiej policji w ściganiu przestępców zamieszkujących obozy albo ukrywających się na ich terenie.

Z czasem władze brytyjskie, aby usprawnić kontrolę nad obozami, rozpoczęły proces scalania obozów i przenosiły ich mieszkańców do większych skupisk. Wskutek tej polityki powstały obozy o znacznej liczbie osób. Takim przykładem na terenie tej strefy był obóz w Fallingbostel, który liczył ponad 20 tys. dipisów. Zachowała się dość ciekawa charakterystyka sytuacji panującej obozach z 1945 roku sporządzona przez polską delegację, która oceniła panujące warunki;

„Obozy. Przedstawiają pod każdym względem zupełną mozaikę: od małych liczących po kilkaset ludzi, do ogromnych liczących po 22-28 tys. Od rozłożonych w barakach po częściowo rozmieszczonych po wsiach, całkowicie ulokowane w dawnych niemieckich koszarach, wreszcie do zupełnie polskich wsi. Do pierwszego typu należą np. Oxford i Bodenteich, do drugiego Kuesten, do trzeciego Bergen-Belsen, do czwartego Bardowick. Od całkowicie polskich- do mieszanych. Od świetnie prowadzonych (Oxford)- do rozpaczliwych (Fallingbostel)”.

Ten krótki i charakterystyczny opis pokazuje nam, że życie w obozowych realiach pozostawiało wiele do życzenia. Autor cytowanej notatki zestawił dwa obozy o skrajnych cechach, które kontrastowały ze sobą. Przykładem dobrze zarządzanego i wyposażonego obozu może być obóz barakowy w Oxford, który posiadał doskonale wyposażony szpital z gabinetem chirurgicznym, salą położniczą, gabinetem stomatologicznym, lampę kwarcową. Na swoim terenie posiadał boisko sportowe, pływalnię, pracownię szewską i krawiecką, kuchnię ogólną i kuchnię dla gospodarstw indywidualnych, kilka fortepianów. Przykładem źle zarządzanego obozu był wspomniany juz obóz w Fallingbostel, który został przez wizytujących uznany za najgorszy. „Obóz ten miał szpital na 1 tys. łóżek, lecz brak w nim było pościeli i narzędzi chirurgicznych. Operację tracheotomii trzeba było w nim wykonywać nożem kuchennym, ludzie przeważnie ubrani w łachmany, często niezadowoleni, szerzyło się pijaństwo i rabunki”. Dwa skrajne obozowe obrazy przybliżają  nam zarówno skalę obozowych realiów oraz system, jaki w nich panował. Nie we wszystkich obozach można było marzyć o pływalni, czy osobnej kuchni, raczej dipisów umieszczano w opuszczonych halach produkcyjnych, w barakach lub opuszczonych koszarach.

Pochód Heilbronn
Fot. 6: Matki z dziećmi podczas spaceru w Heilbronn, 1948 (źródło: IPMS)

Właściwie z niewiadomych przyczyn wielu dipisów w tym polskich nie chciało w pierwszych powojennych latach korzystać z miejsc obozowych wyznaczonych przez aliantów. Była to liczna grupa, ponieważ w strefie francuskiej stanowiła 75%, w strefie amerykańskiej liczyła ok. 30% a w strefie brytyjskiej 25%. Powojennym sposobem polskich dipisów na mieszkanie poza obozami było zasiedlanie lokali mieszkalnych po społeczności niemieckiej wysiedlonej przez okupacyjną administrację wojskową. Polacy wówczas zasiedlali dostępne wolne mieszkania często tworząc własne narodowe skupiska, gromady, zamieszkując całe ulice i dzielnice, również miasta. Największym polskim skupiskiem i najbardziej znanym było miasto Maczków,  (niem. Haren), nazwane tak od stacjonującej w pobliżu miasta 1 Dywizji Pancernej gen. S. Maczka, a także dzielnice w miastach Emmerich, Geislingen, Hagen, Heidenheim, Schwäbisch Hall, Waseralfingen i Wesel. Wiele z tych polskich enklaw, dzielnic, miast miało swoje polskie odpowiedniki; wspomniany Haren (Maczków), Emmerich (Spadochronowo), Wildflecken (Durzyn), Hohenfels (Lechów), etc.

Tworzono w nich wówczas polskie szkoły, sklepy, administrację a w kościołach odprawiano msze w języku polskim. Doskonałym przykładem na sprawne funkcjonowanie jest miasto Maczków. Warto w tym miejscu wspomnieć dzieje tego miasta zamienionego na „małą Polskę”. Obszar ten znajdował się pomiędzy rzekami Wezera i Amiza i został nazwany przez aliantów i polskie oddziały PSZ „Emslandem”. Polska historia tego regionu związana była bezpośrednio ze stacjonowaniem w nim polskich oddziałów PSZ, które brały udział w zdobyciu Wilhelmshaven. Po wycofaniu się wojsk kanadyjskich z tego terenu, polskie oddziały przejęły funkcję okupacyjną. Obecność polskich oddziałów w tej części strefy brytyjskiej spowodowała, że napływały do niej spore liczby wyzwalanych polskich dipisów. Obecność polskiego wojska dawał aliantom gwarancję kontroli nad tą grupą, dlatego 2 Korpus Kanadyjski postanowił uczynić „Emsland” polską enklawą. Z początkiem czerwca 1945 roku zarząd wojskowy z marszałkiem Montgomerym na czele przystał na realizację tego planu. Po decyzjach dowództwa wojskowego postanowiono stworzyć eksperyment, w którym zamierzano przetransportować wszystkich Polaków do Emslandu i oddać ich pod zarząd polskich oddziałów. Na tym terenie Brytyjczycy szacowali, że znajduję się około 250 tys. polskich dipisów. Polacy rozpoczęli masowo napływać do Emslandu a wraz z nimi więźniowie obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen.

W związku z ciągłym napływem polskiej społeczności dipisowskiej i brakiem możliwości umieszczania ich w obozie Brual-Rhede, brytyjskie władze postanowiły wysiedlić ludność niemiecką, którą częściowo umieszczono w byłych obozach koncentracyjnych a pozostałą ich część odsyłano do rodzin oraz innych miast. W połowie maja 1945 roku brytyjskie dowództwo SHAEF rozpoczęło wysiedlenia niemieckiej ludności m.in. z Meppen-Neustadt, Haren a także wsi Tunxdorf i Bokel oraz innych pobliskich miejscowości. Z końcem maja 1945 roku wysiedlono kolejne wsie Spahn i Neuvrees (Neuvrees otrzymało nazwę Kacperkowo). Miasto Haren w pierwszych tygodniach nazwano Lwów, aby 24 czerwca 1945 roku przemianować ostatecznie na Maczków. Administrację nad miastem sprawowali Polacy, którzy m.in. wszystkie ulice nazwali po polsku. W efekcie wysiedleń w Emslandzie dach nad głową znalazło 2,5 tys. polskich dipisów. Podobna historia miała miejsce w niemieckich miastach Beckum, Greven, i Reckenfeld w regionie Münsterland, Meerbeck koło Stadthagen, Bardowick koło Lüneburga czy Bergen i Unterlüβ w powiecie Celle. Do dziejów polskiej administracji w Maczkowie możemy odnaleźć ciekawe materiały, które świadczą o wykształceniu się Rady Gminy i Miejskiej tego miasta miasta. Warto zauważyć, że przed laty historię Maczkowa opisał m.in. prof. Jan Rydel.

Młode Pary Dortmund
Fot. 7: Cztery „młode pary” w obozie dla polskich DP w Dortmund, 1945 (źródło: IPMS)

W 1947 roku liczba polskich miast-obozów zaczęła się kurczyć ze względu na protesty niemieckiej społeczności, a także ze względu na zmianę polityki alianckiej wobec PSZ i Rządu Polskiego w Londynie. W 1949 roku liczba takich skupisk stanowiła już niespełna 10%. Po opuszczeniu niemieckich mieszkań przez Polaków, wiele z nich nie nadawało się do ponownego zamieszkania. Miało to bezpośrednio związek ze świadomą działalnością jej poprzednich lokatorów, jak i przeznaczenia mieszkań w części przypadków na nielegalne wytwórnie bimbru. Problemem okazała się również konserwacja mieszkań, która wynikała z traktowania ich jako przejściowego lokum. Taki stan rzeczy utwierdził Niemców powracających do swoich mieszkań, że dewastacje były celowe.

Bardzo dużym zainteresowaniem polskich dipisów cieszyły się mieszkania lub tzw. prywatki (często pokoje lub mieszkania wynajmowane przez grupy dipisów od właścicieli niemieckich znajdujących się poza terenem obozów DP), ze względu na złe doświadczenia z czasów wojny wielu wybierało mieszkanie poza obozami. Wielu Polaków wynajmujących mieszkania lub pokoje była poza systemem zaopatrzenia UNRRA i IRO musiało poszukiwać płatnego zajęcia aby przeżyć. Do mieszkania poza administracją obozową skłaniały dipisów również złe warunki panujące w większości obozów w każdej ze stref. Obozy w większości przypadków, przeważnie, które mieściły się w dawnych halach i fabrykach, nie posiadały węzłów sanitarnych, brak było również okien, drzwi, naczyń kuchennych i stołowych, łóżek, sienników i pościeli. Na przełomie 1946/1947 roku za aprowizację i zaopatrzenie w odzież, bieliznę i obuwie dipisów odpowiedzialni Niemcy. Nie polepszało to relacji między przedstawicielami obydwu narodów, natomiast UNRRA a później IRO zajmowały się jedynie dystrybucją artykułów. W przeważającej mierze odzież oraz bielizna wydzielana przez Niemców były używane i nie nadawały się do dalszego użytku. Wielokrotnie taki stan powodował frustrację oraz zażenowanie grupy polskich dipisów, którzy po doświadczeniach wojennych mieli negatywny stosunek do Niemców. Z biegiem lat stosunek ten ulegał poprawie ale nadal na ich styku tkwiła „drzazga historii”.

Struktura społeczna w obozach ewoluowała, część dipisów wchodziła w związki małżeńskie i wyprowadzała się poza obóz do prywatnych mieszkań, część podejmowała dalszą emigrację wobec braku możliwości powrotu do kraju a pozostała część oczekiwała na nadchodzącą repatriację a jeszcze inni oczekiwali na III wojnę światową.

Przy tworzeniu tego wpisu korzystałem z materiałów:

  • Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego w Londynie
  • niepublikowanych fragmentów pracy doktorskiej
  • W. Hładkiewicz, Polacy w zachodnich strefach okupacyjnych Niemiec, Zielona Góra 1982
  • K. Kosicki, Duszpasterstwo wśród Polaków w Niemczech w latach 1945-1950, Lublin 1993
  • Cz. Łuczak, Polacy w okupowanych Niemczech 1945-1949, Poznań 1993
  • J. Rydel, Polska okupacja w północno-zachodnich Niemczech 1945-1948. Nieznany rozdział stosunków polsko-niemieckich, Kraków 2000

© łukasz wolak

„Transport! Oto słowo, które polski wychodźca znienawidził”

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: