Tym razem chce skreślić kilka słów o kolejnej publikacji, którą otrzymałem na blog. Na wiosnę 2017 r. ukazała się praca Jarosława Wróblewskiego pt. Gryf. Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, Warszawa 2016 nakładem wydawnictwa Fronda.
O czym więc jest ta publikacja? Czy może być namiastką biograficznego ujęcia niezwykle interesującego oficera? W pierwszych słowach autor pracy sam podsuwa czytelnikowi wyjaśnienie: „Niezwykłe losy generała „Gryfa” starałem się opisać głównie poprzez jego wspomnienia, nie tylko te opowiedziane mnie, ale opublikowane w różnych książkach (…) Historię bohatera książki przeplatałem losami innych osób, spotkanych przez niego czy dzielących podobne przeżycia. Publikacja nie jest monografią. To bardziej książka popularnonaukowa, ukazująca niezwykłe losy człowieka, któremu Miłosierny Jezus wielokrotnie pomógł” – czytamy we wstępie.
Praca została podzielona na sześć części (Dziedzictwo, Wojna, Pałacyk Michla, „Ziutek”, Emigracja, Powrót) z których każda dzieli się na różne wątki. Autor zdecydował się w pierwszym rozdziale wyjść od generaliów a więc od historii herbu Brochwicz i losów rodu Brochwiczów. W tej części odnajdziemy również krótkie rysy biograficzne najbliższych członków rodziny generała w tym jego matki i ojca. Sporą część miejsca na samym początku pracy autor poświęcił rodzinnej miejscowości „Gryfa” – miastu Wołkowysk. Liczne fotografie, charakterystyka powiatu oraz rozmieszczenie polskiego wojska na terenie miasta budują obraz środowiska w którym przebywał późniejszy generał. Od samego początku narracje autora przeplatają wspomnienia „Gryfa”, które odnoszą się albo do konkretnych osób albo wydarzeń i miejsc. Autor wspomina również o żołnierzach, którzy w okresie międzywojennym wywarli mniejszy lub większy wpływ na jego życie – mjr. Henryka Dobrzańskiego, mjr. Zygmunta Szendzielarza, stryjka Zygmunta Brochwicz-Lewińskiego, Powstańcy Styczniowi a nawet Józef Piłsudski. W tej części pojawia się również głęboki wątek związany z historią przekazania przez matkę Januszowi Brochwicz-Lewińskiego obrazka Miłosiernego Jezusa. Rozdział „Dziedzictwo” właściwie jest mozaiką wielu opowiadań w których znajdują się odniesienia do rodziców, dzieciństwa, zafascynowania wojskiem, etc. To wszystko wzbogacone sporą liczbą materiałów ikonograficznych, kartograficznych i dokumentów pozwala na chwilę poczuć atmosferę okresu międzywojennego. Niemniej w tej konstrukcji gubi się trochę narracja związana z życiem generała.
Rozdział „Wojna” rozpoczyna się 01 września 1939 r. a więc z chwilą wybuchu II wojny światowej. Tego dnia wydarzenia zastają kaprala podchorążego Janusza Brochwicz-Lewińskiego w Wołkowysku podczas przepustki z jednostki – 76 pułk Piechoty w Grodnie. W tym miejscu autor zrezygnował z własnej narracji i zdecydował się na przytaczanie obszernych wspomnień bohatera książki. I rzeczywiście „Gryf” w interesujący sposób opowiada o swoich losach w tym aresztowaniu przez NKWD i pierwszym wyroku śmierci, którego nie wykonano. Następnie autor wprowadza czytelnika w dalsze losy „Gryfa” śledząc jego drogę do działalności konspiracyjnej w Służbie Zwycięstwu Polski, Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. W tym miejscu interesujące okazały się fragmenty związane z działalnością „Gryfa” pod dowództwem ppor. Hieronima Dekutowskiego „Zapora” oraz wspomnienia o oficerach z okresu partyzanckiego na Lubelszczyźnie: Leonardzie Zub-Zdanowiczu i Auguście Fieldorfie.
Kolejny rozdział pt. „Pałacyk Michla” to opowieść o przeżyciach związanych z działalnością konspiracyjną „Gryfa” w batalionie „Parasol„. Autor w dużym skrócie prześledził przekształcenia batalionu uwzględniając jego skład i dowództwo. Nie mogło zabraknąć w tej części publikacji wspomnień o najsłynniejszej akcji jaką przeprowadził „Gryf” podczas okupacji – Apteka Wendego. Interesujące okazały się również fragmenty wspomnień z przygotowań do Powstania: „W Warszawie wtorek 1 sierpnia 1944 r. to był ciepły dzień, ale nie gorący, było pochmurno, od czasu do czasu padał mały deszcz. Byłem w domu na Bonifraterskiej do 11-tej, wyszedłem, żeby spotkać moich ludzi, załatwiłem jeszcze sprawę broni i amunicji, jakiś obiad w przelocie i powoli udaliśmy się na Elektoralną. Wielkie emocje – czekanie na ten upragniony sygnał, że już” – wspominał Janusz Brochwicz-Lewiński. Batalion „Parasol” z którym walczył „Gryf” był częścią Zgrupowania „Radosław” i znajdował się w odwodzie Komendy Głównej Armii Krajowej. I w tym miejscu autor zdecydował się zamieścić na dziewięciu stronach skład personalny całego batalionu przechodząc po nim do walk o Pałacyk Michla, który jak sądzę miał ułatwić identyfikację żołnierzy walczących z „Gryfem”.
Publikacja przeplatana w większości wspomnieniami oddaje nie tylko atmosferę walczącej Warszawy ale przede wszystkim tragiczne losy jej mieszkańców i żołnierzy Armii Krajowej. W tej części autor przybliża wspomnienia „Gryfa” o Powstaniu Warszawskim: „Osobiście uważam, że idąc do Powstania mieliśmy rację i nie mieliśmy też wyboru. Nikt nie spodziewał się tak wielkiej nienawiści do nas ze strony Rosjan, którzy za wszelką cenę zmierzali do zniszczenia niepodległej Polski. Sądziliśmy, że w dwa, trzy dni Rosjanie wejdą do Warszawy i pomogą nam Niemców stąd wypędzić. Stało się inaczej„.
Kolejny rozdział pt. Ziutek poświęcony został Józefowi Andrzejowi Szczepańskiego ps. „Ziutek” (1922-1944), który w znaczący sposób odcisnął się w pamięci „Gryfa” i całego batalionu „Parasol”. Janusz Brochwicz-Lewiński dzielił z nim nie tylko bojowy szlak w czasie działalności konspiracyjnej ale wczytywał się w jego lirykę w najtrudniejszych chwilach dla Powstańców.
Przedostani rozdział pt. Emigracja zainteresował mnie najbardziej, ponieważ po kapitulacji Powstania Warszawskiego „Gryf” wraz z innymi żołnierzami został deportowany przez obóz w Pruszkowie do Oflagów na terenie Niemiec. Od tamtego momentu jego losy związały się, z krótkimi przerwami, tamtym terenem także w okresie powojennym. Autor przy tej okazji sięgnął do wspomnień ze Stalagu VIII B w Lamsdorf oraz Oflagu VII A w Murnau. Nie brakuje w nich szerzej znanych oficerów, których „Gryf” spotykał na swojej drodze: gen. Kutrzebę, gen. Unruga, gen. Rómmla oraz rtm. Witolda Pileckiego. Ta część pracy, wyraźnie dynamiczna, oddaje nie tylko punkt widzenia „Gryfa” po zakończeniu wojny ale również dzięki zawartym wspomnieniom bacznie obserwujemy kluczowe postacie związane z powojenną emigracją. Mamy również do czynienia z niezwykłymi fragmentami związanymi z planem likwidacji przez „Gryfa” kpt. Czesława Kiszczaka, wówczas oficera II Oddziału Głównego Zarządu Informacji Ludowego Wojska Polskiego pracującego pod przykryciem w Wydziale Repatriacji Wojskowej Konsulatu Generalnego RP w Londynie. W tej części autor posłużył się wynikami badań pozostałych badaczy zajmujących się m.in. losami żołnierzy Armii Krajowej w tym „Parasola” oraz zwrócił uwagę na inwigilacją tego środowiska przez aparat bezpieczeństwa PRL.
Kolejne losy generała podobnie jak miało to miejsce we wcześniejszych rozdziałach przeplatane są jego wspomnieniami i kolejnymi wzmiankami o powojennej działalności. Od 1947 r. Janusz Brochwicz-Lewiński podjął służbę w III Pułku Królewskim Huzarów w Armii Brytyjskiej. Po różnego rodzaju przeszkoleniach został wysłany na teren Bliskiego Wschodu w charakterze tłumacza co w praktyce oznaczało służbę w brytyjskim wywiadzie (MI6). Już w 1948 r. trafił do Lubeki na teren brytyjskiej strefy okupacyjnej w charakterze oficera brytyjskiego wywiadu. Co wydało mi się najciekawsze w tej części to zadania, które powierzyli mu jego przełożeni. Autor ograniczył się do żonglowania wspomnieniami „Gryfa” z pracy wywiadowczej na terenie radziecko-brytyjskiej lini demarkacyjnej: „Jak sobie radziłem w tej robocie? Miałem aktorskie podejście do sprawy. Dopasowałem się do każdej sytuacji, bez względu na to, w jakim kraju byłem (…). Gdy byłem na lini demarkacyjnej, moi ludzie łapali tych, którzy przybywali ze Wschodu, a ja z moim następcą ich przesłuchiwałem. Miałem tam aferę. Ludzie z mojej grupy schwytali mężczyznę z kobietą, która była jego kochanką. On był inżynierem w kopalni uranu w Niemczech Wschodnich (…) On dostał od nich dużą sumę pieniędzy i wysłali go do Australii, gdzie dostał pracę (…)„.
W tej części pracy przytaczane wspomnienia czyta się dobrze. Może nawet za dobrze… Przypominają niejednokrotnie opowieść szpiegowskiego kryminału. „Jakieś 35-40 lat temu w Niemczech, gdy nosiłem ze sobą broń, wyszedłem wieczorem z lokalu i dwóch typów szło w moim kierunku, ale w tak „intensywny” sposób, że miałem wrażenie, że polują na mnie. Zorientowałem się, wyjąłem spluwę i strzeliłem trzy razy w powietrze. To pomogło (…)” – wspomina „Gryf”. Emocje podsycają również fragmenty o nieudanych próbach zamachów w tym m.in. przez płk. Georga Blake, oficera brytyjskiego wywiadu, który okazał się współpracownikiem KGB.
Ze szpiegowskiego kotła autor przenosi narrację na nieco inny grunt. W latach 1954-1960 „Gryf” pełnił służbę w III Pułku Przybocznym Huzarów Gwardii Królowej Elżbiety II. I tym razem czytelnik doświadcza niezwykłej przygody widzianej oczami byłego żołnierza Armii Krajowej i oficera brytyjskiego wywiadu. Nadal jednak Brochwicz-Lewiński utrzymywał ścisłe związki z terenem Niemiec. W latach 1960-1964 pracował w Brytyjskiej Misji Wojskowej w Berlinie a w kolejnych latach 1964-1968 w brytyjskich jednostkach. Z początkiem 1968 r. trafił do wydzielonego szwadronu pancernego w Hamm. Należy zatem podejrzewać, że utrzymywał w tamtym czasie kontakty z wieloma członkami Zjednoczenia Polskich Uchodźców w tym Władysławem Paterkiem, który był ściśle związany z Kompanią Transportową Czołgów MSO w Hamm.
W kolejnych latach „Gryf” podjął pracę w charakterze nauczyciela w Windsor Boy’s School w Hamm. Dopiero w 1985 r. zdecydował się, po jej likwidacji, przejść na emeryturę. Zaskoczeniem w tej części pracy okazało się wspomnienie „Gryfa” o pracy dla amerykanów: „O tym nigdy wcześniej nie mówiłem, ale CIA wypożyczyło mnie od Brytyjczyków na robotę na terenie Niemiec. Odkryłem iracką organizację terrorystyczną, która działała przeciwko NATO i USA. Penetrowałem tę grupę, informowałem Amerykanów, co robią i gdzie są. Wszedłem w posiadanie dokumentów, gdzie był m.in. kontrakt z niemiecką firmą produkującą rakiety, które kupowali terroryści (…) Myślę, że uratowałem wtedy życie wielu ludzi (…) Pracowałem dla CIA przez 5 lat„.
Pracę zamyka ostatni rozdział pt. Powrót. Nie inaczej niż w poprzednich rozdziałach również ten jest w sporej większości uzupełniony wspomnieniami i dokumentami. To przede wszystkim opis procesu asymilowania się, po latach rozłąki, z krajem. „Po powrocie do Polski publicznie krytykowałem i tych, którzy poszli na współpracę z NKWD czy UB. Jaka była reakcja? Miałem wrażenie, że ludzie się bali, a niestety, niektórzy boją się do dziś. Gdy jechałem kiedyś pociągiem z Warszawy do Berlina i zacząłem krytykować komunę, to pasażerowie brali płaszcze i wychodzili z przedziału (…) Miałem jednak poczucie, że jestem wśród was potrzebny” – wspomina „Gryf”. Tę część zamykają wspomnienia p. Agnieszki Boguckiej, która przez ponad dekadę opiekowała się generałem w Polsce.
Publikacja Jarosława Wróblewskiego jest publikacją o ciekawej konstrukcji w której rola autora właściwie została mocno ograniczona. Zdecydował się on w licznych wypadkach zastąpić własną narrację wspomnieniami generała. Wpływa to znacząco na całokształt pracy. Ogromna liczba dokumentów oraz „aktywny” udział bohatera w tej opowieści czyni pracę ciekawą ale nie łatwą w odbiorze. Mogę więc założyć, że recenzowana publikacja ma również wymiar źródłowy a narracja autora pełni rolę komentarza. Pytanie zatem, które warto postawić, to czy jest to praca biograficzna czy autobiograficzna? To co mnie uderzyło to fragmenty związane z różnymi postaciami – skądinąd ważnymi w życiu „Gryfa”. Mimo, że wiele z nich było bardzo interesująca a opowieść o nich utrzymana w kanonie całej publikacji, wyraźnie te fragmenty zaburzają lekturę. W oczywisty sposób można zadać pytanie czy nie można było przedstawić tych momentów w inny niż zaproponowany sposób? Na przykład w osobnym rozdziale jak w przypadku „Ziutka”. Z pewnością jest to element, który nie dyskwalifikuje pracy, nad którym można dalej dyskutować. Praca ma charakter popularno-naukowy a więc powinna podobać się odbiorcom. Jej forma pełni rolę łącznika pomiędzy generałem a czytelnikami. „Jeśli ktoś oceni, że się zasłużyłem dla Polski, to kiedyś będę miał szansę na honorową salwę nad grobem, ale teraz o tym nie myślę. Kiedyś opuszczę ten świat (…)” – wspomina na koniec „Gryf”. Czy zatem publikacja Jarosława Wróblewskiego może być formą rozliczeniem się „Gryfa” z historią? Autor dołożył wielu starań aby czytelnicy mogli lepiej poznać tego oficera oraz wskazał na szereg elementów, które ukształtowały jego postawę.
Jarosław Wróblewski – absolwent Wydziału Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Należy do Grupy Historycznej „Radosław”. W 2014 r. nagrodzony Nagrodą Miasta Stołecznego Warszawy. Autor publikacji „Zośkowiec”, która otrzymała nagrodę Książka Historyczna Roku. Obecnie dziennikarz prasowy.
****
Na zakończenie muszę się przyznać, że z osobą generała Janusza Brochwicz-Lewińskiego (1920-2017) wiąże się pewna osobista historia. Mam nadzieje, że wybaczycie mi nieco prywaty. Otóż w dniu 04 stycznia 2017 r. około południa, po długim czasie zdobywania kontaktu i kolejnej próbie spotkania, udało mi się porozmawiać z generałem przez telefon. Rozmowa była dość krótka, zaledwie kilkanaście minut, podczas której zaprezentowałem zagadnienia, które chciałem podjąć podczas osobistej rozmowy. W tym czasie udało mi się uzgodnić termin naszego spotkania. Generalnie tematyka rozmów miała być związana z polskimi dipisami w brytyjskiej strefie okupacyjnej Niemiec a następnie polskimi uchodźcami w RFN. Nazajutrz podczas codziennych czynności dowiedziałem się z audycji radiowej o śmierci generała. Zmarł nad ranem 05 stycznia 2017 r. w swoim mieszkaniu w Warszawie. Chociaż emocje w pracy historyka są niewskazane, jak boomerang przed moimi oczami wróciła nasza rozmowa sprzed kilkunastu godzin… Nie zdążyłem! Miałem nadzieję, że uda mi się przybliżyć do rozwiązania zagadki związanej z płk. dr inż. Bolesławem Zawalicz-Mowińskim (pisałem o nim na blogu), który działał po wojnie na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej Niemiec. Niestety pozostała mi jedynie niedokończona rozmowa…
****
W tym miejscu chce podziękować wydawnictwu FRONDA za nieodpłatne przekazanie na bloga publikacji Jarosława Wróblewskiego.
Przy tworzeniu tego wpisu korzystałem:
- z publikacji J. Wróblewski, Gryf. Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, Warszawa 2016, ss. 520
© łukasz wolak