Zjednoczenie Polskich Uchodźców po śmierci prezesa Kazimierza Odrobnego

Nieuchronny upadek organizacji w latach 1981-1985

Lata 80-te przyniosły wiele zmian. Tym zmianom ulegała również rzeczywistość, którą przez wiele lat kształtowali w Polsce komuniści. Powstanie NSZZ Solidarność dało społeczeństwu pewien powiew świeżości. Odżyły nadzieje na lepsze jutro a także na poprawę relacji pomiędzy społeczeństwem a rządzącymi PRL.

Nieco inaczej w lata 80-te wchodzili działacze Zjednoczenia Polskich Uchodźców. Kazimierz Odrobny kierował tą organizacją blisko 30 lat. Od dłuższego czasu wewnątrz nie dochodziło do żadnych zmian zarówno w polityce organizacyjnej jak również personalnej. Nadal organizacją rządziła grupa najbliższych zaufanych Odrobnego, którzy wywodzili się z kręgów Stronnictwa Narodowego. Dodatkowo sam prezes niezbyt przychylnie widział w szeregach ZPU młodych działaczy z nowej emigracji oraz tych Polaków przybywających do RFN w celach zarobkowych. Sytuacja była bezpośrednio związana z wizją ZPU- organizacji, która zrzeszała tylko uchodźstwo wojenne. Nie było więc w jej szeregach wg. Odrobnego miejsca dla migrantów zarobkowych. Nie trzeba długo myśleć aby dostrzeć, że taka krótkowzroczna polityka przyczyniała się do odpływy potencjalnych członków a przynajmniej zniechęcała ich do dalszej działalności. Brak wpływu na kierunek działań, na politykę finansową oraz brak zaangażowania ZPU w akcje o podłożu politycznym przeciwko PRL zniechęcały nawet najbardziej wytrwałych w tej działalności. Ten rozdźwięk był jeszcze większy kiedy organizacja nie zareagowała na tzw. emigrację solidarnościową. Analizując archiwalia z początku lat 80-tych odniosłem wrażenie, że w ZPU nikt nie myślał o tym, że Odrobnego może kiedyś zabraknąć. Nikt nawet nie zakładał, że organizacja może działać bez „kapitana”. Prezes wytrwale pracował, nadal angażował się w sprawy polskich uchodźców w RFN tyle tylko, że już nie z takim zacięciem i nie taką siłą jak przed wielu laty. Conajmniej od początku lat 70-tych pogłębiał się kryzys administracyjny w organizacji. Nie kontrolowano obiegu dokumentów a procedury, o które zarząd główny walczył w pierwszym dziesięcioleciu swojego istnienia, stały się fikcją. Wszystkie działania, mimo podeszłego wieku,  kontrolował nadal Odrobny. Trzymał za „gardło” całą organizację przez wiele lat, mimowolnie dopuszczając do patologii wewnątrz jej struktur. Zarząd główny nadal reprezentował całą organizację ale nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Na wszystko i we wszystkim potrzebna była decyzja prezesa. Był tak zapatrzony w swoją rolę, że nie zauważył jak zaczął się jej powolny rozkład w najniższych partiach – Ogniskach i Okręgach. Wydaje się dzisiaj, że był on człowiekiem z wielką wizją poświęcony działalności ZPU i cechowała go wielka miłość do tego co robił. Niestety paradoksalnie te cechy przesłoniły mu w całości to czym była i powinna być ta organizacja.

002
Fot. 1: Nekrolog Kazimierza Odrobnego (źródło: PBPEN)

Nikt nie spodziewał się, że w dniu 13 września 1981 r. odejdzie człowiek, któremu organizacja i polscy uchodźcy zawdzięczają bardzo dużo a także przyśpieszy to powolny upadek organizacji. Kiedy zmarł Kazimierz Odrobny w środowisku działaczy zapanował chaos. Zdawano sobie wówczas sprawę, że nie wyznaczył on swojego następcy. Nie udzielił żadnych wskazówek swoim kolegom z zarządu głównego i nie rozliczył się ze spraw, które prowadził. Zarząd trwał więc nadal nieco w zawieszeniu, nieco „ślepy” i bez pomysłu. Kierownictwo przejął wówczas dr Józef Kaczmarczyk. Sprawami pogrzebowymi zajął się w imieniu zarządu głównego Witold Szwabowicz, który na ten cel i stypę wziął pożyczkę z kasy organizacji oraz kredyt w wysokości 1800 DM. Niespodziewanie w marcu 1982 r. odszedł również Szwabowicz pozostawiając nie zapłacone rachunki za pogrzeb Odrobnego. Organizacja wymierała generacyjnie, ten stan trwał od lat 60-tych, a śmierć Odrobnego i Szwabowicza była jedynie kropką nad „i”. W kolejnych miesiącach po śmierci dwóch działaczy nie działo się zupełnie nic. Dominował brak pomysłu na działalność zarządu organizacji, który sprawił, że podczas X Rady członkowie nie uchwalili absolutorium ustępującemu wiceprezesowi oraz skarbnikowi. To wówczas padło znaczące pytanie „Czy utrzymać ZPU czy nie?” – zastanawiali się działacze. To podczas X Rady zebrani nie oszczędzili krytyki ustępującym władzom. Panujący chaos, brak sprawozdań oraz dokumentacji finansowej spowodował, że ustępujący członkowie zarządu zaprezentowali się w złym świetle. Dodatkowo Rada wybrała nowe władze organizacji. Ponownie prezesem, mimo wielu uchybień, został Józef Kaczmarczyk, wiceprezesem Ryszard Rudnicki oraz Andrzej Dalkowski a sekretarzem Elżbieta Kielińska. Skarbnika nie wybrano, ponieważ  kandydata miał zgłosić Ryszard Rudnicki. W skutek takiego obrotu spraw zaczęła się walka o przywództwo wewnątrz organizacji. Do tego stopnia wszyscy byli pochłonięci sporem, że nikt w tamtym czasie nie zwrócił uwagi na przybywającą do RFN tzw. emigrację solidarnościową i potrzebę zagospodarowania życia tym uchodźcom.

W międzyczasie pojawił się dualizm władzy w ZPU. Jedni działacze uznawali Ryszarda Rudnickiego za pełnoprawnego przedstawiciela ZPU, ponieważ był przewodniczącym obrad  podczas X Rady. Drudzy uznawali prezesurę Józefa Kaczmarczyka i całego zarządu. Przeciwnicy Kaczmarczyka i jego grupy zarzucali im, że prezes nie został wybrany zgodnie z przepisami statutu, ponieważ zebranie X Rady było niekonstytucyjne. Jednym z wielu działaczy, którzy krytykowali zarząd Kaczmarczyka i uznawali legalność działalności Rudnickiego był Jerzy Arłamowski. Pisał on w liście do Rudnickiego m.in.

Ani Rada ani uchwały Rady a tym bardziej wybór nowego zarządu głównego nie można uznać za wiążący i prawomocny, gdy nie zostały spełnione obowiązujące zasady a tym bardziej wszelkie przeprowadzone czynności nie mają podstaw prawnych”.

Zarzucał on również byłemu zarządowi, że pokrył koszta pogrzebu i stypy po śmierci Odrobnego z kasy organizacji w wysokości wspomnianych wcześniej 1800 DM. Protest Arłamowskiego miał nie tylko podłoże legalistyczne. To była również walka o zmianę generacyjną w ZPU. Pisał dalej:

To hermetyczne środowisko zdaje się uniemożliwiało dalszy rozwój organizacji, nie dopuszczając młodych prężnych działaczy, którzy chcieli kreować działalność ZPU wśród uchodźców. Widzieli oni potężną siłę w nowych grupach emigracyjnych przybywających do RFN ale także wśród młodych działaczy urodzonych na tym terenie.

12303939_1480116015630143_125837616003254523_o
Fot. 2: Nekrolog Witolda Szwabowicza (źródło: PBPEN)

Walka zaczęła się na dobre. Rudnicki występował formalnie przed działaczami ZPU jako legalny reprezentant ZPU jednocześnie podnosił zarzuty wobec byłego zarządu kierowanego przez Kaczmarczyka i podważał zwołanie X Rady oraz wybór delegatów. W tej walce strony używały wszelkich dostępnych środków do zadania najdotkliwszych ciosów przeciwnikowi. Rudnicki oskarżał dr Szymurę o popełnienie przestępstwa polegającego na użyciu pieczęci ZPU do celów prywatnych w dokumentach do Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców a Paterek, z przeciwnego bloku, próbował w grudniu 1983 r. zarejestrować nowy zarząd ZPU w sądzie w Velbert z prezesem Erwinem Beyerem, dawnym kierownikiem biura w Velbert za czasów Odrobnego. Nie mniej po kilku miesiącach można było zorientować się kto z kim walczy i jakie frakcje biorą w tej walce udział. Pierwszy blok utworzyli działacze skupieni wokół członków byłego zarządu głównego (Kaczmarczyk, Szymura, Pisarek) drugi natomiast skonsolidował się wokół krytyków Odrobnego i zarządu (Arłamowski, Podgórski i Rudnicki). Pierwszy blok działaczy dążył do utrzymania status quo w organizacji, ponieważ reprezentowali oni nurt „starych” działaczy i bronili go przed dopływem nowej siły. Drugi nurt dążył do ponownych wyborów, ponieważ skupieni w nim nie zgadzali się na blokowanie działaczy młodszego pokolenia a także chcieli wprowadzić swoją wizję działalności ZPU. Obydwie strony toczyły nie równą walkę. Każda strona chciała przyciągnąć jak największą liczbę entuzjastów spośród jeszcze aktywnych działaczy. Reformatorzy z Arłamowskim na czele mieli pomysł aby na swoją stronę przeciągnąć dr Ludwika Frendla, wówczas przewodniczącego Rady Narodowej w Niemczech a później wybranego przez sąd przewodniczącego komisarycznego zarządu.

W listopadzie 1983 r. doszło do powołania komisarycznego zarządu głównego z Ryszardem Rudnickim. Przez okres blisko roku trwała walka na wnioski w sprawie powołania nowego zarządu głównego, które składali działacze wszystkich stron sporu w sądzie rejestrowym w Velbert. Dopiero decyzją sądu w 1984 r. powołano nowy komisaryczny zarząd ZPU którym kierował dr Ludwik Frendl, wiceprezesem został Ryszard Reiss Czempik, sekretarzem Władysław Paterek a skarbnikiem Zbigniew Kwiatkowski. Tą tymczasową strukturę sąd zobowiązał do przeprowadzenia Nadzwyczajnej XI Rady ZPU do dnia 31 grudnia 1984 r. Niestety szybko się okazało, że komisaryczny zarząd nie był wstanie dotrzymać tego terminu, dlatego sąd przedłużył go do 30 czerwca 1985 r.

Komisaryczny zarząd przystąpił więc do odbudowy nadszarpniętego wizerunku organizacji realizując nie tylko plan narzucony przez sąd, czyli doprowadzenie do zgodnego z przepisami zebrania członków XI Rady i wyboru nowych władz, ale przede wszystkim do odbudowania struktur centralnych. Frendl nie zapomniał również o odbudowie działalności terenowych organizacji. Rozpoczął więc starania o ożywienie działalności w Ogniskach ZPU w Berlinie Zachodnim, Stuttgarcie, Norymberdze, Bremie i Hanowerze. Prowadził jednocześnie rozmowy z przedstawicielami dwóch zwaśnionych bloków a także władzami najprężniej działającego w latach 80-tych IV Okręgu ZPU w Monachium. Niestety rozmowy nadal nie pomagały w przełamaniu bariery „stare-nowe” w relacjach pomiędzy działaczami. Doskonałym przykładem może posłużyć sytuacja w Ognisku ZPU w Königsee w którym działacze młodszej grupy wywodzącej się z fali solidarnościowej zaprotestowali przeciwko autorytarnej działalności prezesa Ogniska ZPU. Spór który tam powstał uwidocznił również brak zainteresowania władz Okręgu sytuacją w niższych strukturach. W okresie późniejszym kiedy do walki o wpływy w ZPU włączył się Tadeusz Podgórski wykorzystano brak tych relacji uderzając bezpośrednio w prezesa Eugeniusza Pietraszewskiego. W efekcie tych działań dr Frendl był świadkiem powstania kolejnego punktu zapalnego wewnątrz organizacji. Tym razem „ogień” wybuchł w Monachium. Niestety opanowanie sytuacji w tym Okręgu oraz groźba sądu w Velbert, wprowadzenia komisarycznego zarządu składającego się przedstawicieli organizacji niemieckich, skłoniła wszystkie strony do porozumienia i pokojowego rozwiązania sporu. Uzgodniono, że w sposób pokojowy zdymisjonują E. Pietraszewskiego ze stanowiska prezesa IV Okręgu. Tak więc się stało. Delegaci Ognisk IV Okręgu sformułowali wniosek w którym możemy przeczytać:

(…) Odwołać z dniem 14.10.1984 r. kol. Eugeniusza Pietraszewskiego z dotychczas pełnionej funkcji  prezesa zarządu IV Okręgu ZPU z uwagi na niewłaściwe wykonywanie obowiązków z powodu jego wieku i stanu zdrowia jak i brak zrozumienia obecnych potrzeb emigracji (…)

Demontaż „starego” porządku rozpoczęto więc od Monachium. Dr Frendl wskazywał również w swojej korespondencji, że:

(…) odwołanie kol. Pietraszewskiego jest normalnym aktem demokratycznym i nie ma najmniejszych cech naruszenia jego godności osobistej, nie ma w sobie ani cienia zarzutu, co do jego postawy niepodległościowej. Wieloletnią działalność kol. Pietraszewskiego należy ocenić z najwyższym uznaniem. 

W wyniku odsunięcia prezesa Pietraszewskiego jego miejsce zajął Ryszard Rudnicki, wiceprezesami wybrano Jarosława Dąbkowskiego i Tadeusza Skrzeszewskiego, sekretarzem Teresę Sawicką a skarbnikiem Irenę Skrzeszewską. Kierownikiem biura interwencji wybrano Jerzego Jankowskiego a rzecznikiem prasowym Okręgu został Romana Żelaznego. Po przeprowadzeniu zmiany w IV Okręgu ponownie podniosły się głosy o nieważności wyborów wewnątrz IV Okręgu. Sugerowano wówczas, że Rudnicki złamał wszelkie przepisy przy biernej postawie dr Frendla o którym mówiono, że nie był godny pełnienia funkcji przewodniczącego komisarycznego zarządu.

Niestety tak dzieje się zawsze gdy w grę wchodzą zmiany generacyjne. Zarówno jedna jak i druga strona starały się walczyć o swoje racje często zapominając o pryncypiach. W omawianym przypadku „młodzi” zdecydowali się po śmierci wieloletniego prezesa Odrobnego zaatakować ZPU i wyrwać władzę tym, którzy mieli wpływ na organizację przez szereg lat. Niestety odbyło się to w okresie najgorszym z możliwych jaki można było sobie wyobrazić. Z jednej strony mieliśmy upadające ZPU, brak przywództwa po śmierci Odrobnego, napływającą po wprowadzeniu stanu wojennego w PRL nową falę uchodźców do RFN, problemy finansowe i brak zaplecza członkowskiego. Dodatkowo, o czym wówczas nie wiedziano, zbliżał się koniec czasu uchodźców.

Nie mniej z  wyborem nowych władz w IV Okręgu zaczęły dochodzić w organizacji do głosu przedstawiciele młodszej generacji, którzy nie szczędzili krytyki władzom ZPU. Jednym z bardziej wyrazistych głosów sprzeciwu wobec „starego porządku” był głos Mieczysława Turowskiego, który pisał:

„Organizacja, którą kieruję jest tym „odłamem” ZPU na który przedstawiciele „starszej” emigracji plują. Przedstawicieli tzw. „nowej emigracji” interesuje przynależność do odbudowanej i silnej Organizacji ZPU i konkretnym i własnym programem działania. I my wierzymy w tego samego Boga co Panowie a więc do konfesjonałów. Wyspowiadajmy się z obłudnych planów i czyści podajmy sobie dłonie. Odbudujmy wspólne – podupadłą organizację ZPU”  

Słowa tego młodego działacza z Ogniska ZPU w Berlinie doskonale oddają nastrój jaki panował pomiędzy różnymi generacjami działaczy. Doskonale oddaje poczucie bezsensownej walki w łonie ZPU, która doprowadza organizację na skraj upadku. Mimo trudnej drogi i walki o władzę dr Frendl doprowadził do zebrania komisarycznego zarządu głównego w Monachium na którym uchwalono potrzebne dokumenty do zwołania XI Rady. Doszło do niego w czerwcu 1985 r. na którym uchwalono powstanie komisji m.in. mandatowej, wyborczej weryfikacyjnej i organizacyjnej. Powołano również komisję sądu koleżeńskiego i sprawozdawczą. W obradach XI Rady wzięli udział m.in. Wincenty Broniwój-Orliński oraz Stanisław Mikiciuk a więc działacze ZPU, którzy w organizacji byli niemalże od początku. Po przeprowadzeniu całego porządku obrad wybrano nowy zarząd główny, którego prezesem został Ryszard Rudnicki, wiceprezesami Jerzy Arłamowski i Andrzej Prusiński, sekretarzem Marek Buczkowski a skarbnikiem Wiesław Matuszewski. Rzecznikiem prasowym wybrano Romana Żelaznego a członkiem prezydium zarządu został Jerzy Pętlicki. Przewodniczącym głównej komisji rewizyjnej wybrano Mariana Litwiniaka, zasłużonego „starego” działacza ZPU a przewodniczącym sądu koleżeńskiego Stanisława Mikiciuka.

Mimo ugaszonych pożarów w łonie ZPU działaczy czekała ostatnia prosta w działalności organizacyjnej. Niedługo bo kilka lat po tych wydarzeniach ZPU zniknęło z krajobrazu RFN na dobre.

© by łukasz wolak

ZapiszZapisz

Zjednoczenie Polskich Uchodźców po śmierci prezesa Kazimierza Odrobnego

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: