Wspomnienie o Maksymilianie Pelcu

doc20130716111201 2a
Fot. 1: Logo ZPU (źródło: zbiory własne)

Ten wpis poświęcam plut. podchor. Maksymilianowi Pelcowi (05.01.1914 – 23.10.2001), działaczowi Zjednoczenia Polskich Uchodźców (ZPU), który przez szereg lat pełnił w organizacji wiele zaszczytnych funkcji. Z organizacją był związany od pierwszych chwil jej istnienia. Zajmował w niej stanowiska: delegata Zarządu I Okręgu do Rady ZPU, członka Komisji Matki podczas VI Rady ZPU, przewodniczącego Komisji Opieki Społecznej, przewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej oraz skarbnika Zarządu I Okręgu. Przez całe powojenne lata był przede wszystkim związany z Hamburgiem i środowiskiem polaków mieszkających w tym mieście. Niemniej jego zakres działalności był dużo szerszy i nie ograniczał się jedynie do aktywności w ZPU.

To również kolejny działacz w strukturach tej organizacji z konspiracyjnym życiorysem z okresu okupacji Polski i Powstania Warszawskiego. Działalność rozpoczął na terenie warszawskiego Okręgu Armii Krajowej. Decyzją dowódców otrzymał przydział do Oddziału IV – kwatermistrzowskiego – kompanii motorowej „Orlęta”. Z chwila wybuchu Powstania Warszawskiego został zmobilizowany do zgrupowania „Sienkiewicz”, które podlegało dowództwu Grupy Północ (dowódca płk. Karol Ziemski), następnie włączony został do Zgrupowania „Kuba” – „Sosna”, następnie do batalionu „Gozdawa”, następnie kompanii motorowej „Orlęta” w Zgrupowaniu „Róg” (dowódca zgrupowania mjr Błaszczak a jego zastępcą był rtm. Zawalicz-Mowiński). W okresie okupacji posługiwał się konspiracyjnym nazwiskiem „Żukowski” oraz pseudonimami „Karo” i „Mars”. Prawdopodobnie z końcem Powstania Warszawskiego został aresztowany i wysłany do obozu na terenie Niemiec. Od chwili wyzwolenia z obozu mieszkał w Zachodnich Niemczech aż do śmierci.

Hamburg – Mapy Google
Fot. 2: Hamburg (źródło: google.com)

W tym wpisie po raz pierwszy mam przyjemność zamieścić na blogu, jednocześnie pierwsze tego typu, pośmiertne wspomnienie o Maksymilianie Pelcu autorstwa Arkadiusza Kulaszewskiego, który wyraził zgodę na pełne udostępnienie. Mam wszakże nadzieje, że nie będzie to ostatni taki materiał przesłany na mój blog. Zachęcam więc Was drodzy czytelnicy z Australii, Austrii, Belgii, Francji, Holandii, Kanady, Niemiec, Polski, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii do nadsyłania materiałów, które wiążą się: z działalnością Polaków w Niemczech, obozami dla uchodźców i przesiedleńców w RFN, działaczami takich organizacji jak: Zjednoczenie Polskie, ZPU, PAIRC, ACEN, RWE, SN, PPS, ZP „Zgoda”, ZPwN „Rodło” i z wieloma innymi pomniejszymi organizacjami, które w latach 1945-1990 funkcjonowały na terenie Zachodnich Niemiec.

Moje wspomnienie*

Prezesa Pelca, pana Maksymiliana, jak do końca się do niego zwracałem, poznałem w okresie strajków w Polsce w roku 1980. Mieszkałem od pewnego czasu w Hamburgu i po ustabilizowaniu się spraw osobistych, mając trochę wolnego czasu do dyspozycji, zaczęło mi brakować szerszych kontaktów z rodakami i Polskością. Natknąłem się wtedy przypadkowo na stoisko książkowe Klubu Polskiego, które prowadził właśnie pan Maksymilian i po krótkiej rozmowie zaprosił on mnie do odwiedzenia lokalu tego Klubu, gdzie spotykano się wówczas raz w tygodniu, w piątki. Ta częstotliwość wystarczała jego członkom, kilkudziesięciu, przeważnie starszym, osobom, którzy spotykali się tam aby poczytać polską prasę i książki z Londynu i Paryża i powspominać czasy spędzone przed wojną w Polsce. „Prezes” był urodzonym gawędziarzem, więc czas tam spędzany mijał bardzo przyjemnie i z upływem czasu blisko się zaprzyjaźniliśmy. W miarę możliwości pomagałem w pracy Klubu, biblioteki, użyczałem samochodu itp., zostając oczywiście od razu jego członkiem.

Jednak największy rozkwit Klubu przypadł na okres, kiedy to do Hamburga napłynęła ogromna fala uchodźców z Polski po wprowadzeniu stanu wojennego. W Prezesa jakby wstąpiła druga młodość. Cieszył się z wielkiej liczby imprez, spotkań, demonstracji i innej działalności, którą prowadzili korzystając z gościnnych progów Klubu nowi, przeważnie bardzo młodzi, przybysze z Polski. Wkrótce został On też kierownikiem Biura Emigracyjnego PAIRC, do którego prowadzenia wraz z nim mnie zaprosił. Klub zaczął nagle urzędować 3-4 dni w tygodniu a Prezes przychodził tu zaraz po pracy, kupując po drodze kiełbaski, wędliny i „Wyborową”, którymi raczył swoich młodych i niezamożnych współpracowników. Na bieżąco przygotowywał też Biuletyn Klubu, okolicznościowe wieczornice, referaty, doglądał biblioteki i zaopatrzenia, przyjmował składki i datki i dokładał ile mógł z własnej pensji a później emerytury do czynszu za Klub. Wszyscy go za to podziwiali, jak również jego żonę, przemiłą i wyrozumiałą Lucy. Był dla wszystkich moralnym autorytetem. Nie lubił honorów i tytułów, po prostu pracował i wychowywał młodych w duchu patriotyzmu. Przykro o tym wspominać, ale podobnie jak w innych ośrodkach, aktywność Klubu zmalała po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Tak jakby, po osiągnięciu tego, do czego dążyła też działalność Klubu, jego misja się skończyła. I tak to chyba widział też Pan Maksymilian. Również ze względu na swój wiek, zaczął on coraz

rzadziej pojawiać się w Klubie, którego byłem już wówczas prezesem, a więcej bywać na imprezach organizowanych już przez innych, w tym ponownie otwarty Konsulat Generalny RP. Tam też seniorzy Klubu przekazali prawie od razu wiszące dotychczas w Klubie oryginalne Godło Polski z przedwojennej granicy. Za Jego wsparciem doszło jednak jeszcze do nawiązania ścisłej współpracy wszystkich stowarzyszeń polskich i polonijnych z terenu Hamburga a następnie założenia Komitetu Koordynacyjnego Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu, któremu mam zaszczyt do dziś przewodniczyć.

Miał później problemy z chodzeniem i rzadko ruszał się z domu. Zawsze składałem mu życzenia urodzinowe i imieninowe – przez telefon Jego głos był jeszcze całkiem dziarski, jak kiedyś – tak też uczyniłem w dniu Jego imienin 12 października, sam będąc w Polsce. Głos miał ten sam, skarżył się tylko, że ma kłopoty z poruszaniem się i że lekarze przedłużyli mu do końca roku zabiegi w domu. Zaprosił mnie do siebie jak będę znowu w Hamburgu i bardzo się na nasze spotkanie ucieszyłem. Jedenaście dni później już nie żył i nigdy już nie pogadamy… Będzie mi go bardzo brakowało, był kiedyś jak Ojciec…

*(autor: Arkadiusz Kulaszewski)

Przy tworzeniu tego wpisy korzystałem:

© by łukasz wolak

Wspomnienie o Maksymilianie Pelcu
Tagged on:                                                                                                     
%d bloggers like this: