Poczet działaczy ZPU – płk. mec. Wincenty Broniwój-Orliński

 

To kolejna próba ujęcia biograficznego jednego z czołowych działaczy polskiego uchodźstwa wojennego w Niemczech, oficera Armii Krajowej (AK), członka wielu organizacji m.in.: Stowarzyszenia Polskich Kombatantów (SPK), Zjednoczenia Polskiego w Niemczech (ZP), Zjednoczenia Polskich Uchodźców, Związku Polaków w Niemczech „Rodło” oraz delegata Rządu RP na Uchodźstwie w Londynie na RFN. Jego losy są doskonałym przykładem na trudy działalności społecznej w okupowanych Niemczech, gdzie działalność wywiadowcza przenikała się z nią na wielu płaszczyznach społeczno-politycznej rzeczywistości. Bardzo często granice działalności społecznej i wywiadowczej były niezauważalne a inspiracja i reakcja stawały się tym samym działaniem. Nie jeden działacz miał trudność w rozszyfrowaniu interesów, które w tamtym czasie reprezentował jego kolega, przełożony czy wręcz grupa znajomych. Dzisiaj nie jest inaczej. Przyjrzyjmy się więc tej historii.

Początek

Wincenty Orliński
Fot. 1: Wincenty Orliński vel Szwejgler (źródło: IPMS)

Był koniec grudnia 1913 r. gdy w małej miejscowości Czempiń (pow. Kościański) na świat przyszedł Wincenty Orliński. Był synem  Stanisława i Zofii z domu Ponińska. Rodzice, mimo represji Kulturkampfu trwali w polskości. Z dużą troską dbali o ukształtowanie syna. Nie byli jednak majętnymi ludźmi i z pewnością zastanawiali się jak go wykształcą. Ze źródeł wynika, że oddali go pod czasową kuratelę poznańskiemu adwokatowi Bernsteinowi, który miał zadbać o jego wychowanie i sfinansować całą edukację. Nowy opiekun przez cały okres finansował edukację Wincentego w prywatnej szkole i gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po pozytywnym wyniku matury Orliński zdecydował się pójść na studia. Wybór studiów nie był przypadkowy i prawdopodobnie  był wynikiem wpływu wspomnianego adwokata. Wybrał więc kierunek prawniczy na Uniwersytecie w Poznaniu uzyskując po jego ukończeniu  tytuł magistra prawa. Z pewnością po zakończeniu tego etapu nauki miał już sprecyzowaną drogę zawodową. Nie mniej w jej rozwoju nastąpiła krótka przerwa, ponieważ w powszechnym poborze trafił  do służby wojskowej w Wołyńskiej Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii im. Marcina Kątskiego we Włodzimierzu Wołyńskim. Jak się później okaże umiejętności, które nabył w wojsku przydały mu się nie jeden raz.

Po zakończeniu szkolenia i służby wojskowej zdecydował się na zmianę miejsca zamieszkania. Przeniósł się do Warszawy w której podjął pracę aplikanta sądowego w Sądzie Apelacyjnym. Ponieważ ta droga wymagała od niego dalszego zdobywania wiedzy prawniczej nie przestawał się kształcić. Zagadnienia prawne szybko stały się jego pasją. Prawdopodobnie jeszcze przed wybuchem wojny, po odbyciu określonego przeszkolenia, otrzymał awans na stopień oficerski podporucznika. W Warszawie doczekał wybuchu II wojny światowej. Podczas Kampanii Wrześniowej  został zmobilizowany do służby w 7 Pułku Piechoty – Legion Chełm. Nie wiem jak ale udało mu się przetrwać najazd Niemców i przedostać do Warszawy. Już w okupowanej stolicy parał się różnymi zajęciami. Nie zerwał jednak z zawodem. W konspiracji kontynuował przerwany wybuchem wojny kurs sędziowski. W 1941 r. zakończył okres aplikacji i zdał egzamin końcowy. W tym samy czasie podjął się działalności konspiracyjnej najpierw w Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) a później w Armii Krajowej (AK). Na początku swojej konspiracyjnej drogi był kurierem, następnie służył w dziale Przerzutów Powietrznych Komendy Głównej AK o kryptonimach „Syrena”, „Import”, „M-II Grad”. Podczas konspiracji posługiwał się pseudonimami „Broniwój”, „Działosz”, „Orzeł”, „Kwietniewski” oraz „Witold Schmidt”. Jednocześnie pełnił obowiązki prokuratora polowego przy Komendzie Głównej AK. Być może jeszcze w czasie działalności konspiracyjnej otrzymał awans na stopień porucznika. Z niepotwierdzonych źródeł wynika, że mógł wówczas  posiadać stopień majora AK. Niestety brak szczegółowych danych na temat tego awansu. W kolejnych latach podjął pracę w dwóch firmach na terenie okupowanej Warszawy w charakterze doradcy prawnego i zastępcy kierownika działu handlowego oddając tym samym usługi AK. Po wybuchu Powstania Warszawskiego wziął w nim czynny udział. Rozkazem Komendy Głównej AK trafił do Oddziału V – Szefostwo Przerzutów Powietrznych. Walczył przede wszystkim w rejonie Śródmieścia i Mokotowa. Zaangażował się w walkę w ugrupowaniach „Baszta” i „Parasol”. Aresztowany przez Niemców z początkiem października 1944 r. został wywieziono na teren Niemiec i umieszczony w Oflagu XI B/Z w Bergen-Belsen, Stalagu X B Sandbostel później Stalagu XI B Fallingbostel. W obozie doczekał końca wojny.

Powojenna działalność

SPK-Wentorf
Fot. 2: Skan pieczęci SPK Koła w Wentorf (źródło: ze zbiorów autora)

Po jego wyzwoleniu osiadł na terenie polskiego obozu dla DP w Wentorf koło Hamburga, znajdował się pod administracją Polskiego Okręgu Wojskowego, w którym przebywało wielu oficerów AK wywiezionych z Powstania Warszawskiego. Na jego terenie przebywali również mjr dr inż. Bolesław Zawalicz-Mowiński oraz płk. Karol Ziemski obydwaj walczący w Powstaniu. Ponieważ nie narzekał na zdrowie od pierwszych powojennych chwil zdecydował się zająć pracą zawodową. Zatrudnił się na stanowisku sędziego sądu polowego przy 1 Dywizji Pancernej w Polskich Siłach Zbrojnych na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej Niemiec przy BAOR. Jeszcze w powojennym okresie zamieszkał na terenie Hamburga z którym zżył się na długie lata i tam podejmował dalszą pracę. W chwili powstania RFN zatrudnił się w Hamburgu w firmie zajmującej się eksportem i importem a także w kancelarii prowadzonej przez Niemca. Z czasem w miarę stabilizacji finansowej otworzył własną kancelarię w której świadczył usługi m.in. dla polskich uchodźców. Szczególną uwagę poświęcił reprezentowaniu Polaków przed niemieckimi sądami. W miarę wrastania w niemiecki system prawny został na terenie byłej brytyjskiej strefy okupacyjnej delegatem Polish Judges Association in London na Niemcy.

W chwili powstania Zjednoczenia Polskich Uchodźców zaangażował się w działalność tej organizacji. Pełnił w niej na przestrzeni trzydziestu lat różne funkcje m.in.: zastępcy członka zarządu głównego ZPU, sędziego sądu ZPU, zastępcy delegata ZPU do Zjednoczenia Polskiego Uchodźstwa Wojennego (ZPUW), członka komisji sądu koleżeńskiego ZPU. W 1953 r. otrzymał awans na stopień kapitana. Od 1957 r. był sekretarzem i doradcą prawnym Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Niemczech (SPK). Pełnił również wiele funkcji w innych organizacjach na terenie RFN m.in.: dożywotniego prezesa Zarządu Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Hamburgu, sekretarza Klubu Polskiego, wiceprezesa Związku Polaków w Niemczech, prezesa Związku byłych Żołnierzy AK, prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego w Hamburgu, prezesa Związku Polaków w Niemczech „Rodło” oddział w Hamburgu. W kolejnych latach był delegatem Rządu RP na Uchodźstwie w Londynie na Niemcy Zachodnie. Nadal pracował dla ZPU tyle, że z mniejszą intensywnością. W sporze po śmierci prezesa Odrobnego nie wziął udziału a przynajmniej starał się nie włączać do walki o władzę w organizacji. Przez wiele lat współpracował z towarzystwami „ziomkowskimi” w RFN. W chwili odzyskania niepodległości przez Polskę i pierwszych wolnych wyborów po zakończeniu II wojny światowej towarzyszył Ryszardowi Kaczorowskiemu – Prezydentowi RP na Uchodźstwie w Londynie, w uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie podczas przekazania insygniów Rzeczpospolitej Polskiej Prezydentowi Lechowi Wałęsie. Od 1990 r. związał się z Wielkopolską Izbą Adwokacką. Zajął się również działalnością charytatywną. Fundował stypendia dla studentów i aplikantów, witraże i tablice pamiątkowe Armii Krajowej na Jasnej Górze. Kolejne awanse oficerskie w tym na stopień majora, podpułkownika i pułkownika otrzymał w III RP. Otrzymał również wiele odznaczeń w tym. m.in. Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Armii Krajowej, Medal Wojska Polskiego, Krzyż za Wojnę Obronną 39. roku, Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami.

Zmarł 11 listopada 2006 r. w Berlinie. Pochowany został na Starym Cmentarzu w Ostrowie Wielkopolskim.

Kontakty „Webera” i „Julka” z aparatem bezpieczeństwa MBP i MSW PRL

O inwigilacji środowiska działaczy skupionych wokół Zjednoczenia Polskich Uchodźców przez aparat bezpieczeństwa pisałem we wcześniejszych wpisach. Kilka z nich poświęciłem wybranym osobom. Tym razem chce wspomnieć o zainteresowaniu osobą Wincentego Broniwój-Orlińskiego, który od pierwszych chwil w strefach okupowanych Niemiec a później RFN żywo włączał się w działalność wielu środowisk emigracyjnych i polonijnych w tym ZPU. Trzeba jednak wspomnieć, że zainteresowanie jego osobą miało dwuetapowy charakter i pochodziło w różnym czasie od dwóch różnych jednostek – kontrwywiadu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) oraz wywiadu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MSW PRL).

Pieczec_msw_prl.png 2 428×1 044 pikseli
Fot. 3: Pieczęć nagłówkowa MSW PRL (źródło: wikipedia)

Analizując materiał można dostrzec, że od lat 50-tych MBP żywo interesowało się nim i kontynuowało to zainteresowanie również po przekształceniach w strukturę MSW. W drugiej połowie lat 60-tych nastąpiła próba reaktywacji tego kontaktu przez wywiad PRL, który kontynuował dialog operacyjny przez następne lata aby ostatecznie zamrozić go ze względu na brak dalszych możliwości operacyjnych. Jeszcze w pierwszej połowie lat 70-tych na podstawie doniesienia agenturalnego dot. jego osoby rezydentura wywiadu PRL w Kolonii zainteresowała się nim ponownie i wznowiła kontakt operacyjny. Co zatem w jego sprawie wiadomo?

Okładka Aparat Bepieczeństwa
Fot. 4: Okładka publikacji (źródło: zbiory autora)

Otóż pierwsze zainteresowanie Broniwój-Orlińskiego sięga początku lat 50-tych, które zgłosił Departament II MBP (kontrwywiad). Jak więc doszło do niego? Z akt sprawy wynika, że kontakt został nawiązany wskutek ciekawego splotu wydarzeń. Ta historia rozpoczęła się jeszcze z końcem lat 40-tych, gdy do Orlińskiego zwrócił się mjr Franciszek Dynowski, w tamtym czasie oficer bezpieczeństwa polskich jednostek wojskowych i obozów dipisowskich w byłej strefie brytyjskiej a także szef Oddziału II na tamtym terenie. Kontakt ten był dziwny ale nie przypadkowy, ponieważ ów oficer zaproponował Orlińskiemu pracę na rzecz Amerykanów, która wymagała od niego w tamtym czasie przedarcia się na teren Polski. Wincenty Orliński obiecał wówczas swojemu rozmówcy, że zastanowi się nad złożoną propozycją. Ponieważ czuł, że musi ją poważnie rozważyć udał się w tym celu na spotkanie z płk. Stanisławem Swobodą-Lubczyńskim aby jemu przekazać swoje wątpliwości. W tamtym czasie Orliński nie wiedział, że płk. Swoboda-Lubczyński od czasu konspiracji w okupowanej Polsce utrzymywał żywe kontakty z komunistami a po wojnie kontynuował je z kontrwywiadem i wywiadem MBP posługując się pseudonimem „Andrzej”. Nieco na marginesie był on również działaczem kilku organizacji emigracyjnych m.in. skarbnikiem w Zjednoczeniu Polskiego Uchodźstwa Wojennego w Brukseli/Paryżu (ZPUW), działaczem Zjednoczenia Polskiego w Niemczech oraz delegatury SPK na Niemcy a później członkiem IV Rady Narodowej Rzeczpospolitej Polskiej w Londynie. Cieszył się sporym zaufaniem środowisk kombatanckich w Niemczech.

Wracając jednak do głównego wątku całej sprawy. Podczas rozmowy Orliński poinformował pułkownika, że podejmie się pracy dla Amerykanów ale oczekuje zgody samego gen. Władysława Andersa. Nie oczekiwał na nią zbyt długo. W międzyczasie płk. Swoboda-Lubczyński przywiózł taką zgodę z Londynu. W dość krótkim czasie po ostatniej wizycie ponownie odwiedził go mjr Dynowski tyle, że w towarzystwie inż. Fogielskiego. W rozmowie przekazał Orlińskiemu aprobatę gen. Andersa na podjęcie pracy. W dalszej konsekwencji wspomniany inżynier zajął się jego szkoleniem wywiadowczym. W międzyczasie do Australii wyemigrował mjr Dynowski, którego zastąpił dr Link, niemiecki szlachcic pochodzący z Łotwy i mieszkający w Bremie. Z czasem pomiędzy Linkiem i Fogielskim a Orlińskim pojawił się łącznik Władysław Kicki, który pochodził z okolic Krakowa. Również w tym czasie Orliński odbył przeszkolenie z szyfrów i łączności radiowej. Na pierwszą misję do Polski wyjechał w 1950 r. Po powrocie z kraju udał się z raportem do Wilhelma Zandera, rezydenta w Berlinie a później do dr. Linka. Otoczenie ludzi, którzy początkowo zlecali mu zadania szybko się zmieniało. Orliński widywał niektórych raz innych dwa albo trzy razy. Po Fogielskim i Linku przyszedł p. Celert (Godyt Gebauer), prawdopodobnie oficer niemieckiego wywiadu – organizacji Ghelena (może BND?) oraz W. Erbach, volksdeutsch z Krakowa. Nadal pomiędzy wspomnianymi łącznikował Władysław Kicki. Pochodzenie wspomnianych osób zaczęło Orlińskiemu przeszkadzać, ponieważ uważał, że praca dla niemieckiego wywiadu była z jego punktu widzenia niedopuszczalna. Ponieważ chciał wyjść ze stworzonego układu a płk. Swoboda-Lubczyński przebywał w tamtym czasie na terenie USA udał się ze swoim problemem do senatora Tadeusza Kobylańskiego. Niestety nie udało mu się wyplątać z niego.

Na krótko przed jego kolejną misją z początkiem lat 50-tych odwiedzili Orlińskiego senator Kobylański wraz z Władysławem Żeleńskim, przedwojennym prokuratorem i łącznikiem Rządu Polskiego na Uchodźstwie w Londynie. Przekazali mu decyzję, iż nie może zrezygnować i musi kontynuować zadanie. Goście obiecali Orlińskiemu, że po jego powrocie zostanie przeniesiony do innego pionu ale z wykorzystaniem struktur amerykańskiego, brytyjskiego lub francuskiego wywiadu wojskowego. Jeszcze przed wyjazdem na misję odbył szkolnie wywiadowcze w Geislingen, gdzie poznał kolejnych oficerów. Przed jego kolejnym wyjazdem zmienił się rezydent w Berlinie. Jego miejsce zajął płk. Oberstdorf. Po powrocie z drugiej misji Orliński złożył dwa raporty z wykonanych zadań, z których jeden przekazał mocodawcom z siatki Gelberta-Fröhlicha dla której pracował a drugi na wywiadowcze skrzynki Żeleńskiego co w praktyce oznaczało dla Rządu w Londynie. I w tym miejscu doświadczyłem pewnego przełomu w swoich badaniach, ponieważ dowiedziałem się, że po powrocie Orlińskiego z drugiej misji odwiedził go w domu płk. Roman Romanowski, który dostarczył mu pismo delegata sztabu polskiego na Niemcy mjr. Bolesława Zawalicz-Mowińskiego. W tym piśmie delegat poinformował Orlińskiego, że skoro nie chciał pracować dla wywiadu amerykańskiego w którym pracują również Niemcy to może przyjąć propozycję pracy dla polskiego sztabu generalnego w strukturze wywiadu francuskiego. A zatem istnieje pewna poszlaka wskazująca na to, że poszukiwany przeze mnie Zawalicz-Mowiński miał związki conajmniej z wywiadem amerykańskim, brytyjskim lub francuskim.

DGSEFranceLogo.png.jpg
Fot. 5: Logo służby wywiadu Francji – DGSE (źródło: wikipedia)

Ponieważ Orliński nie chciał pracować z Niemcami szybko przyjął propozycję delegata. Wyjechał więc na przeszkolenie wywiadowcze do Baden-Baden i okolic a następnie do Paryża. W międzyczasie jego kontakty w wywiadem amerykańskim uległy pogorszeniu i ostatecznie został z siatki usunięty. Nadal jednak pozostawał w orbicie działalności wywiadowczej tyle, że tym razem utrzymywał kontakty z francuzami. Jeszcze raz wyjechał do Polski w 1953 r. W kolejnych latach w wskutek postrzelenia podczas jednej z misji prowadził tylko szkolenia i werbował nowych ludzi do działalności siatki wywiadowczej na terenie Polski. Większość z nich była jego kolegami z AK. Niestety w połowie lat 50-tych działalność jego siatki została odkryta przez kontrwywiad MBP. Ponieważ nie został złapany bezpieka zdecydowała się na podejście do niego na terenie RFN. W wyniku prowadzonej gry wywiadowczej aresztowano wszystkich członków jego siatki w Polsce. W wyniku prowadzonych działań za działalność szpiegowską została aresztowania jego żona. Po wielkiej wsypie otrzymał od francuskiego wywiadu posadę w urzędzie kwaterunkowym w Koblencji.

„Godzę się na samą współpracę z Panami, bo uważam, że tylko w ten sposób można przeciwdziałać grożącej wojnie oraz pomóc Ojczyźnie”

W tym czasie na teren RFN przyjechał TW ps. „Heim”, który był bliskim z jego otoczenia. Jego zadaniem było nawiązanie kontaktu z Orlińskim w imieniu Dep. I MBP. Do pierwszego spotkania doszło w Hamburgu a do następnego już na terenie Berlina. Pierwsze próby i okoliczności nawiązania z nim kontaktu są dla mnie dość niejasne. W sprawę ze strony polskiej był zaangażowany mjr A. Wein, naczelnik Wydziału I Dep. I MBP, który specjalnie przybył na teren Berlina. W całej operacji pojawiają się również oficerowie radzieckiego wywiadu (tow. Fiedotow, ppłk. Chlebko). Ponadto w dokumentach pojawiła się dość ciekawa informacja o tym, że centrala Dep. I MBP chciała zablokować pierwszy wyjazd „Heima” mimo, że był on już w drodze na spotkanie z Orlińskim. Wskazywała również, że nie było oficjalnej zgody na planowaną operację w Berlinie, dlatego decydowała się blokować w tej sprawie działania płk. Sokolaka. Centrala postawiona przed faktami dokonanymi zobligowała berlińską rezydenturę wywiadu do pomocy technicznej przy nawiązaniu kontaktu. Można zastanowić się nad, dlaczego doszło do tego zamieszania? Czyżby był to wpływ towarzyszy radzieckich?

bez tytułu
Fot. 6: Logo Wywiadu Wojskowego ZSRS – GRU (źródło: wikipedia)

Do pierwszego spotkania „Heima” z Orlińskim doszło na terenie Hamburga. Po nim agent wrócił do berlińskiej rezydentury i przekazał raport z tego spotkania w którym wskazywał, że Orliński zgodził się na współpracę i przyjął pseudonim „Weber”. Według informacji „Heima” Orliński w kolejnych dniach miał przyjechać na teren Berlina i spotkać się z oficerami MBP. Jednocześnie berlińska rezydentura przygotowywała się na ten przyjazd. Wcześniej „Heim” dostarczył list od Orlińskiego w którym określił warunki ewentualnych kontaktów z polskim kontrwywiadem i wywiadem radzieckim. Na tym etapie ciekawe jest jedno zdanie z materiałów całej sprawy któro wskazywałoby, że w momencie planowania przez mjr Weina przedsięwzięć operacyjnych na terenie Berlina w sprawie Orlińskiego polski kontrwywiad uzgadniał zadania z rosyjskim wywiadem. Z pewnością było to normalne postępowanie ale gdyby okazało się, że wywiad radziecki (GRU, KGB) brał udział w całej operacji byłby to spory przełom. Z pisma Orlińskiego wynikała również jego obawa, że zostanie zdekonspirowany w środowiskach emigracyjnych oraz aresztowany przez władze komunistyczne na terenie Berlina Wschodniego. Czuł, że jego życie może być zagrożone gdyby zgodził się na przyjazd do wschodniej części miasta. Dlatego zaproponował oficerom pewną kombinacje związaną z wystawieniem na niego fałszywych dokumentów i zaplanowaniu spotkania w hotelu lub restauracji na peryferiach miasta. Jednocześnie wskazywał, że mógłby spotkać się wszędzie choćby w Szwajcarii, Francji, Baden-Baden w Radzieckiej Misji Wojskowej czy na statku w Hamburgu. Przede wszystkim zwracał uwagę, że boi się zostawić ślady z tych spotkań. Starał się być ostrożny, ponieważ w pamięci miał wpadkę swojej siatki wywiadowczej na terenie Polski. Proponował aby  wybierano neutralne miejsca spotkań. Niestety zaproponowane rozwiązania nawiązania kontaktu według propozycji Orlińskiego nie doszły do skutku. Mimo tego spotkanie udało się zorganizować.

Oficerowie kontrwywiadu chcieli rozwiać obawy Orlińskiego starając się nawet o list żelazny u towarzyszy radzieckich, który miał być świadectwem, że nie zostanie aresztowany na terenie Berlina. Mimo wszystko Orliński nadal bał się dalszych prowokacji. W wyniku pewnego nieporozumienia do kolejnego spotkania doszło jednocześnie na terenie sektorów Berlina Zachodniego i Wschodniego. Łączność udało się nawiązać na granicy sektorów amerykańskiego i radzieckiego. Spotkanie dla kontrwywiadu łącznikował „Heim”. Mniej więcej wyglądało to tak, że Orliński siedział w restauracji w amerykańskim sektorze a oficerowie kontrwywiadu nieopodal w radzieckim sektorze. Na przestrzeni 150 metrów, bo tyle dzieliło te restauracje, „Heim” kursował trzykrotnie przekazując na piśmie zgodę Orlińskiego na współpracę. Jednocześnie oficerowie Dep. II i berlińskiej rezydentury przez „Heima” przekazywali odpowiedź na szereg pism zawierających odpowiedzi na jego wątpliwości i postulaty. Jednym z pierwszych zadań jakie zlecono Orlińskiemu było opracowanie ośrodków i osób działających przeciwko PRL. Przekazanie tych danych miało nastąpić na kolejnym spotkaniu. „Heim” w kolejnej rundzie przekazał Orlińskiemu 100 DM jako zwrot kosztów pobytu. Niestety następnego dnia na spotkaniu „Weber” poinformował oficerów, przez „Heima”, że nie wykonał zadania związanego z opracowaniem o które prosili. Powodem takiego stanu rzeczy była jego obawa związana z ujawnieniem przez MBP jego działalności na rzecz amerykańskiego wywiadu. Wobec takiego obrotu spraw oficerowie zdecydowali się napisać „oficjalne” pismo do „Webera” w którym zaprezentowali swój punkt widzenia. Z odpowiedzi wynikało, że „Weber” czuje się w obowiązku naprawić wyrządzone krzywdy byłym kolegom aresztowanym w kraju. Nadal jednak podkreślał nieufność do organów bezpieczeństwa.

Pieczec_minister_spraw_wewnetrznych_prl.png
Fot. 7: Pieczęć okrągła MSW PRL (źródło: wikipedia)

Oficerowie analizowali jego przypadek i stwierdzali, że Orliński podjął faktyczną współpracę, ponieważ oficerowie ujawnili przed nim, że reprezentują kontrwywiad PRL, na pokwitowaniach  „Weber” potwierdził, że otrzymał pieniądze od pracownika MBP PRL a ponadto przyjął zaproponowany pseudonim. To wszystko pozwoliło stwierdzić, że werbunek okazał się skuteczny. Po kilku dniach realizacji czynności operacyjnych wobec „Webera” mjr A. Wein, naczelnik Wydziału I Dep. I MBP oraz „Heimem” wrócili do kraju.

Po nawiązaniu łączność, która trwała nieprzerwanie do 1956 r., nastąpiło nieoczekiwana przerwa. Kontrwywiad próbował reaktywować kontakt, który prawdopodobnie odbywał się przy pomocy rezydentur wywiadu PRL. Problem narastał również z osobowymi źródłami informacji (OZI). Z czasem okazało się, że nieobecność „Heima” w jego miejscu pracy, stawała się kłopotem, dlatego zastąpił go innym agentem z Dep. I MSW ps. „Herman”. Przez cały okres kontaktów „Webera”  z kontrwywiadem PRL został wyposażony w środki do tajnego pisania (atrament sympatyczny) oraz przydzielono mu skrzynki adresowe na terenie Berlina Wschodniego. Wcześniej nic nie wskazywało na to, że zerwie kontakt. Wobec braku informacji z jego strony oficerowie Dep. II MSW rozpoczęli wobec niego działania operacyjne, które nadzorowała również rezydentura w Berlinie Wschodnim. Uruchomiono osobowe źródła informacji. Z relacji TW ps. „Zbigniew” wynikało, że Orliński nadal pracował dla wywiadu brytyjskiego dostarczając mu relacje marynarzy schodzących ze statków polskich w hamburskim porcie. Dalej „Zbigniew” wskazywał na jego aktywną działalność w strukturach Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Hamburgu, a TW ps. „Karol” informował o udziale „Webera” w spotkaniu, którego celem było powołanie centralnej organizacji Polaków w Niemczech. Być może w tym miejscu chodziło o Zjednoczenie Polskich Uchodźców…? A może innej organizacji…? Nie mniej z początkiem lat 60-tych kolejny TW ps. „Neptun” donosił, że w RFN spotkał na terenie Bonn przedstawiciela wywiadu BND, który występował pod nazwiskiem „Jackowski”. Podał swoim oficerom prowadzącym inne szczegóły i dalsze dane dotyczące tego człowieka. Oficerowie Dep. II MSW konfrontując te informacji doszli do wniosku, że musiał to być „Weber”. Od tamtego czasu informacje o nim urywają się. Na tym etapie brak dalszych informacji. Dopiero z początkiem lat 60-tych Henryk Rybak starszy oficer operacyjny Wydziału III Dep. II MSW złożył materiały do archiwum uzasadniając decyzję tym, że „Weber” nie wykazał dalszej chęci utrzymywania kontaktu i współpracy. Jednocześnie materiały przekazane do archiwum zostały zastrzeżone na wyłączność Dep. II MSW.

Drugi akt

Okładka
Fot. 7: Okładka teczki agenta Dep. I MSW PRL (źródło: IPN)

Niestety zainteresowanie jego osobą miało również drugą odsłonę. Conajmniej w latach 1964-1972 kolejny raz jego osobą zainteresował się Wydział III i V Dep. I MSW (wywiad cywilny). Jest to tym bardziej ciekawe, że właśnie w tym czasie dla wywiadu działali w jego środowisku oraz wokół ZPU m.in. Andrzej Madejczyk (nielegał wysłany przez wywiad PRL do Niemiec Zachodnich), Dominik Marcol ps. „Doni”, Czesław Brunner ps. „Komisarz” oraz kpt. Andrzej Czechowicz. Ponadto z materiałów archiwalnych dot. Marcola możemy się dowiedzieć, że Madejczyk charakteryzował Orlińskiego dla Dep. I MSW. Zatem to zainteresowanie mogło być skutkiem działalności nielegała. Jeszcze w połowie lat 60-tych ppłk. Marian Grudziński, naczelnik Wydziału III Dep. II MSW przedstawiał wicedyrektorowi Dep. II MSW raport z reaktywacji „Webera”. Wyglądało na to, że kontrwywiad nie chciał wypuścić „Webera” ze swoich rąk i założył, że wykorzysta zasłużonego agenta do reaktywacji. Z planu założonego przez ppłk. Grudzińskiego wynikało, że „Andrzej” miał po raz kolejny wysondować wywiadowcze możliwości Orlińskiego. Dodatkowo otrzymał zgodę na ujawnienie przed „Weberem”, że reprezentuje polski kontrwywiad. W przypadku gdyby Orliński wyraził zgodę na reaktywowanie kontaktu miał przekazać „Andrzejowi” ustne informacje o możliwościach wywiadowczych. „Andrzej” miał przyjąć ewentualne postulaty „Webera” i wysondować jego stosunek do spotkań z polskim kontrwywiadem na terenie Jugosławii. Gdyby jednak „Weber” nie przejawiał chęci do dalszej współpracy „Andrzej” miał go nakłaniać do utrzymania kontaktu wskazując na zmiany jakie zaszły w kraju stawiając akcenty w wypowiedziach na zmianę polityki wobec żołnierzy AK, wzrost autorytetu Polski na arenie międzynarodowej, demokratyzację życia w Polsce, konieczność przeciwstawienia się odwetowym żądaniom RFN, łagodne potraktowanie jego byłych agentów (wszyscy odzyskali wolność w 1957 r. a część wyjechała z Polski). Niestety mimo próby reaktywacji nie udało się podjąć z „Weberem” dalszej współpracy.

W drugiej połowie lat 60-tych Wydział III Dep. I MSW otworzył sprawę „Webera” wskazując, w niej na jego kontakty z kontrwywiadem. W nowych relacjach oficerowie nadali mu pseudonim „Julek”. Do wspólnego spotkania z oficerami kontrwywiadu i wywiadu doszło na terenie Wiednia. To podczas niego „Julek” przekazał agenturalne doniesienie w którym wyszczególnił informacje o swojej działalności zawodowej, działalności społecznej i wywiadowczej. Wskazał oficerom aktualne kontakty m.in. z Alfred Ami Dauphin de Chapeaurouge, notariuszem i wiceprezydentem parlamentu miasta Hamburg, hrabią graf de Schwerin, dr. Leo Beckmannem, docentem w Instytucie „Haus Reissen” w Hamburgu, baronem Williamem Frary von Blombergiem, Wilhelmem Hoffmanem, Eghardem Otto, posłem Reinholdem Rehs. Wskazywał również, że jego dalsze kontakty należy ukryć pod pozorem spraw handlowych a więc nadal obawiał się prowokacji i dekonspiracji. Wspomniał także o osobach powiązanych z wywiadami m.in.: Fogielskim, Linku, Kickim, Zanderze, Celercie (Godyt Gebauer), Drese, Erbachu, senatorze Kobylańskim, Żeleńskim, Obersdorfie, Erichu, Fröhlichu, Romanowskim, Zawalicz-Mowińskim, Beroy’u, Gruberze, Schneiderze, Bergierze, „Marcinie”, Renacie Spang, Helmucie Spang. Wykazywał również swoje możliwości rozeznania polityczno-gospodarczego na terenie Bonn i Hamburga. Szybko stało się jasne dla centrali wywiadu, że zainicjowany kontakt będzie bardzo cenny. Miał on trwać przez okres blisko pięć lat.

Niestety i tym razem z czasem przestał się on układać. „Julek” przez jakiś czas nie kontaktował się z oficerami wywiadu. Z początkiem lat 70-tych Dep. I MSW za pomocą „Bonieckiego”, pracownika kolońskiej rezydentury, zdecydował się zamrozić kontakt na okres jednego roku. W tym czasie „Julek” otrzymał zadanie rozpracowania wszystkich służb kontrwywiadowczych na terenie Hamburga oraz przekazano mu sposób podjęcia ponownego kontaktu. Niestety stało się coś dziwnego.  Ponieważ nie było od niego żadnego odzewu w 1972 r. oficer Dep. I MSW skierował sprawę do archiwum wskazując na brak dalszych możliwości wywiadowczych oraz zbyt wysokie koszta operacyjne. Następnie lokalna komórka kontrwywiadu z Poznania przekazała jakiś czas po tym pismo do Wydziału III Dep. I MSW aktualizujące dane i nowe ustalenia w sprawie Wincentego Orlińskiego. W części pochodziły one ze źródeł kontrwywiadu cywilnego a w drugiej części z Szefostwa Oddziału III Zarządu III Wojskowej Służby Wewnętrznej. Były to drobne wzmianki aktualizujące oraz informacja o rozpracowywaniu agenta niezwiązanego z Orlińskim, którego kontrwywiad chciał używać do inwigilacji Polaków przebywających w Zirndorf.

Po kilku latach od zakończenia sprawy przez wywiad PRL oraz informacjami przekazanymi przez komórkę z Poznania pracownik rezydentury wywiadu w Kolonii „Boniecki” po raz kolejny w połowie lat 70-tych podjął próbę nawiązania łączności z „Julkiem”. W połowie listopada 1975 r. nawiązał połączenie telefoniczne i umówił się na spotkanie w Hamburgu. Spotkanie nie było długie bowiem „Julek” ograniczony różnymi sprawami i miał stosunkowo mało czasu. Według relacji „Bonieckiego” Orliński ucieszył się ze spotkania. Wyjaśnił swojemu rozmówcy, że nie podejmował kontaktu ponieważ zapomniał o umówionym systemie łączności. Wyraził chęć dalszego kontynuowania relacji w miarę jego możliwości. Wskazywał, że jego możliwości z czasem uległy zwiększeniu ze względu na samodzielność zawodową i własną kancelarię. Z raportu wynikało, że miał kontakty osobiste w kołach emigracji, adwokatów, policjantów oraz polskich i niemieckich kołach politycznych. W rozmowie podkreślał, że nadal utrzymywał stały kontakt z Maksymilianem Pelcem i Maksymilianem Wójcikiem. Tym ostatnim w tamtym czasie zainteresowana była centrala wywiadu. Podkreślił również, że spotkania mogą odbywać się nadal w krajach neutralnych. „Boniecki” idąc tym tropem zaproponował spotkanie w Kopenhadze lub Hadze. W odpowiedzi „Julek” wskazał, że nie będzie miał legendy na ten wyjazd ale w kolejnym roku wybiera się do Amsterdamu. Wobec otrzymanych informacji rezydent wywiadu w Kolonii „Adams” pytał centralę co dalej? Niestety nie otrzymał żadnej odpowiedzi….

Przy tworzeniu tego wpisu korzystałem z materiałów: 

  • Instytutu Pamięci Narodowej
  • Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego w Londynie
  • Pracowni Badań nad Polską Emigracją Polityczną w Niemczech po 1945 r. w Instytucie Historycznym
  • Strona internetowa Muzeum Powstania Warszawskiego – Powstańcze Biogramy – Wincenty Broniwój-Orliński (zob.: http://www.1944.pl/historia/powstancze-biogramy/Wincenty_Orlinski)

© by łukasz wolak

Poczet działaczy ZPU – płk. mec. Wincenty Broniwój-Orliński
Tagged on:                                                                                                                                                                                                                 

One thought on “Poczet działaczy ZPU – płk. mec. Wincenty Broniwój-Orliński

  • 14 września 2023 at 14:21
    Permalink

    Po Powstaniu Warszawskim przebywal w obozach Jencow Wojennych w kolejnosci: z Ozarowa do
    Stammlager XIB – Fallingbostel z rejestracja Oflagu…..Oflag Gros Born…Sandbostel….Oflag Lubeka / w Bergen-Belsen Tranzytowe baraki nalezaly do XIB Fallingbostel /
    Halina Morhofer Wojcik

    Reply

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: