„Tam gdzie smagną batem nim pomyślą…„* – podróż archiwalna i sentymentalna
Są takie kwerendy dzięki którym udaje się zgromadzić cały materiał potrzebny do badań. Co jednak w przypadku kiedy takiego materiału nie udaje się odnaleźć? Gdzie szukać i jak wybrnąć z takiego patu? Jakiś czas temu zaangażowałem się w głębsze poszukiwania informacji o działaczach Zjednoczenia Polskich Uchodźców (ZPU) wykorzystując do tego internet, dostępne media i tradycyjny sposób poszukiwań w archiwach. Przyznaje, że do tej pory wyniki były bardziej niż zadowalające a przynajmniej przynosiły określony rezultat. Niestety bywa i tak, że spora część poszukiwań kończy się negatywnym wynikiem. Najważniejsze aby w tym momencie nie tracić głowy, oczywiście jeśli nie mamy ciążących nad sobą terminów, i przeczekać ten trudny dla badacza czas. Okres ten nie tylko leczy rany ale daje nowe inspiracje i pomysły do kolejnych kwerend. Po chwili zastanowienia nasycamy się kolejnymi pomysłami w których kreślimy scenariusze do kolejnych poszukiwań i mapy miejsc w których moglibyśmy odnaleźć potrzebną wiedzę.
Ze swojej strony muszę przyznać, że z chwilą podjęcia decyzji o stworzeniu bloga zacząłem coraz śmielej sięgać po możliwości jakie daje nam internet – nie przeceniając jednak tego medium. Nie mniej od jakiegoś czasu internet zaczął przynosić mi nie tylko informacje ale przede wszystkim kontakty z interesującymi mnie ludźmi, którzy naprowadzili mnie na kolejne tropy albo bezpośrednio przyczynili się do odkryć. Sięgnięcie po sieć było bezpośrednią reakcją na braki jakie dotykają tradycyjne archiwa. Nie mniej pasmo sukcesów poszukiwawczych zaczęło się powiększać. Taka sytuacja miała miejsce przy okazji odnalezienia jak dotąd jedynej fotografii z działaczami ZPU (pisałem o tym w osobnym wpisie pt. Corvo rarior albo). Tym razem przyszła kolej na kolejne „nowe” odkrycie – ale od początku.
Było ciepłe lutowe popołudnie. Uzupełniając informacje na blogu przeszukiwałem również grono znajomych na facebooku. Sięgając głęboko we własną pamięć przypomniałem sobie o kilku poznanych przed laty osobach z mojego rodzinnego miasta – Przemyśla. Okazało się, że ów znajomy miał również swój profil na facebooku. Postanowiłem wysłać mu zaproszenie do grona znajomych. Gdy odpowiedział na moją akcję wysłałem mu zaproszenie do polubienia mojej strony, również w tym samym portalu, która poświęcona jest Zjednoczeniu Polskich Uchodźców. Nie minęła chwila od wysłania zaproszenia kiedy otrzymałem komentarz do jednego z tekstów. Okazało się bowiem, że Kazimierz Odrobny, wieloletni prezes ZPU, był wujkiem jego żony. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu tej wiadomości serce zabiło mi mocniej. Cały wieczór byłem podekscytowany otrzymaną informacją. W tym duchu rozwinęła się pomiędzy nami korespondencja. Pytania same mnożyły mi się w głowie. Sam nie wiem które było najważniejsze – chyba wszystkie?! W toku wymiany korespondencji elektronicznej znajomy odesłał mnie do swojej córki – Moniki, która odziedziczyła po zmarłej cioci prywatne archiwum. Kim była wspomniana ciocia skoro wcześniej pisałem o Kazimierzu? Tą tajemniczą ciocią była Izabella Ogonowska, młodsza siostra Zofii Odrobnej – żona Kazimierza.
Fot. 1-2: Od lewej – Zofia Odrobna (źródło: IPMS), młodsza siostra Izabella Ogonowska (źródło: PBPN)
Izabella całe swoje życie związana była z regionem przemysko-lwowskim. Po wojnie żyła i mieszkała w Przemyślu. Natomiast Zofia Odrobna od chwili wywiezienia do obozu na terenie Niemiec do chwili śmierci nie powróciła już do Polski. Osiadła w strefach okupacyjnych gdzie spotkała na swojej drodze męża Kazimierza. Nie mniej przez cały powojenny okres życia utrzymywała z rodziną Odrobnych w RFN kontakt wymieniając się choćby listami a nawet odwiedzając. Do tego stopnia były to kontakty zażyłe, że Izabella pod koniec lat 50-tych zaryzykowała konflikt ze Służbą Bezpieczeństwa, ponieważ nie powróciła z RFN w ustalonym terminie do kraju. Zofia zmarła w 1960 r. w Dusseldorf. Od chwili śmierci żony Kazimierz stale korespondował z Izabellą. Ta historia zelektryzowała mnie ponownie bowiem zachowały się listy.
W toku wymiany korespondencji z p. Moniką zaproponowałem przyjazd do Przemyśla aby zobaczyć dokumenty i fotografie. W odpowiedzi p. Monika wyraziła chęć spotkania tym bardziej, że sama chciała dowiedzieć się czegoś więcej o rodzinie Odrobnych. Obiecała również przynieść część archiwaliów, które będę mógł oglądnąć. Nie zastanawiając się dłużej zdecydowałem o rychłej podróży do Przemyśla – w stronę „Harmagedonu” cytując jeden z popularnych przed laty utworów muzycznych.* Wyjazd przy tej okazji przybrał nie tylko formę kolejnej podróży archiwalnej ale był również okazją do wspomnień i spotkań ze znajomymi. Szybko zdecydowałem, że wybiorę się koleją na tą wycieczkę i zarezerwowałem bilety. Moja podróż rozpoczęła się dość wcześnie rano. O godzinie 06.00 pierwszym pociągiem wyjechałem w stronę Opola aby przesiąść się na dworcu głównym w kolejny relacji Wrocław Główny – Przemyśl Główny. Do Opola dotarłem bez zbędnego opóźnienia. Miałem niespełna godzinę do odjazdu. Ponieważ uwielbiam oglądać architekturę kolejową, postanowiłem pozwiedzać dworzec, szczególnie jego wyremontowaną część, oraz pozostałe perony od strony miasta. Poranek był ciepły z doskonałą aurą więc natchnął mnie na fotografie, cały pobyt upłynął pod znakiem fotograficznych eksperymentów, aby umilić sobie czas oczekiwania. Efekty moich testów można zobaczyć na samym końcu wpisu. Wracając jednak do głównego nurtu.
Przybyłem do Przemyśla z 40 minutowym opóźnieniem. Cały czas towarzyszyły mi emocje związane ze spotkaniem i tym jakie archiwalia zobaczę. Ponieważ mam rodzinę w tym mieście nie miałem problemu z noclegiem. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że lubię obserwować wszelkie zmiany w tym mieście. Moja droga z dworca biegła przez starówkę i Rynek, most Orląt Przemyskich i związane z dzieciństwem ulice. Ponieważ do spotkania miało dojść w następnym dniu czas poświęciłem na spotkania rodzinne z dziadkami, wspomnienia i rozmowy. Dopiero pod koniec dnia wygospodarowałem chwilę na spotkanie z przyjacielem z wczesnej młodości – razem dorastaliśmy, z którym nie widziałem się blisko 20 lat. Była to również okazja do wieczornej fotografii oraz spaceru po rodzinnym mieście.
Następnego dnia w godzinach popołudniowych w jednej z przemyskich kawiarni spotkałem się z p. Moniką. Nasza rozmowa rozpoczęła się od moich wyjaśnień związanych z zainteresowaniem dziejami ZPU oraz powodem dla którego zainteresowałem się rodziną Odrobnych i Ogonowskich. Dowiedziałem się również od mojej rozmówczyni, że jakiś czas temu trafiła, przeszukując internet, na jeden z moich pierwszych tekstów internetowych, który poświęcony był Kazimierzowi Odrobnemu. Niestety dowiedziałem się również, że do naszego spotkania mogło dojść znacznie szybciej gdyby redakcja portalu zareagowała na wiadomość – prośbę o kontakt. Tak się szczęśliwie skończyło, że w miarę upływu lat i przypadkowego zbiegu okoliczności udało się nam się spotkać. Rozmowa przebiegła bardzo pomyślnie. Pani Monika pokazała mi posiadane archiwa w tym fotografie z ceremonii ślubu Kazimierza Odrobnego i Zofii Ogonowskiej, która odbyła się w 1949 r. Do tej pory uważałem, że ślub odbył się w latach 1947-1948. Zaprezentowana fotografia nie pozostawiła już złudzeń co do daty ślubu Kazimierza i Zofii. W prezentowanych dokumentach było wiele fotografii rodzinnych, dokumentów prywatnych zarówno Izabelli jak również jej siostry Zofii. Miałem także okazje zapoznać się z treścią listów ojca sióstr – Tomasza Ogonowskiego, który podczas okupacji z terenu Węgier pisał do rodziny. Z korespondencji wynikało bezpośrednio, że Zofia mogła być aresztowana w Przemyślu i wywieziona do Niemiec pomiędzy końcem 1942 r. a początkiem 1943 r. Tej historii smaku dodaje fakt, że wywiezienie Zofii do obozu związane było z jej młodszą siostrą, którą władze okupacyjne wskazały do wywiezienia do Niemiec. Według relacji rodzinnej Zofia miała zamienić się miejscem z Izabellą i w ten sposób starsza siostra znalazła się po wojnie na terenie okupowanych Niemiec. Pomyślałem sobie wówczas, że to niesłychana historia połączona nie tylko z heroizmem ale również rodzinną tragedią. Od tamtej pory Izabella i Zofia będą ze sobą korespondowały a Kazimierz będzie czynił starania aby młodsza siostra jego żony mogła przyjechać na teren RFN. Na chwilę obecną trudno w tym momencie stwierdzić czy istniały inne relacje pomiędzy rodziną Odrobnych na terenie Poznania a Ogonowskimi na terenie Przemyśla? To kolejna zagadka tej rodziny ponieważ wszystko na to wskazuje, że nie przenikały się i nie utrzymywały kontaktów. Z pewnością czas i dalsze badania pokażą jakie były to relacje.
Z pośród doskonale zachowanych rodzinnych dokumentów, które przyniosła p. Monika mogłem dostrzec świadectwa ukończenia semestralnych egzaminów na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie przez Zofię oraz doskonale zachowane fotografie rodzinne. Ze swojej strony miałem również wiele pytań odnoszących się do życia Izabelli. Niestety dowiedziałem się, że zmarła w 2011 r. a więc w chwili kiedy rozpoczynałem pracę nad dziejami ZPU. Wówczas, ze względu na postępujące prace archiwalne, nie wiedziałem o istnieniu zarówno Zofii jak również jej siostry. Dalekie ode mnie były rozważania na temat tego skąd pochodziły i gdzie mieszkały. Często okazuje się, poszukując informacji, że znajdują się one obok nas niedostrzeżone. Sztuką jest umiejętnie dostrzec je w odpowiednim momencie. Jak widać w tamtym czasie nie posiadałem takiej sztuki. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, nigdy bym nie przypuszczał, że dzieje ZPU i rodziny Odrobnych były przez wiele lat tak blisko mnie. Z każdą kartą, którą odkrywam w tej historii, za każdym razem pojawia się coś nowego, czego do tej pory nie wiedziałem.
Po tak udanym spotkaniu następnego dnia pora było wracać na opolską wieś. Trochę z przymusu i trochę niechętnie. W drodze na dworzec znowu przeszedłem trasę przez starówkę i Rynek. Znowu ostatni rzut na miasto z perspektywy aparatu i kilka testów w aplikacji. Wyjechałem z miasta pełen nowej energii, ponieważ na spotkaniu p. Monika wyraziła chęć udostępnienia mi w postaci skanów rodzinnego archiwum. Pobyt muszę zaliczyć do niezwykle udanych. I mimo, że nie był to wyjazd do jednego z archiwów to był niezwykle cenny i obfity w sporą dawkę wiedzy. Teraz już przy swoim biurku oczekuję na wiadomość zawierającą skany oglądanych dokumentów i fotografii. Jak tylko do mnie trafią niezwłocznie postaram się zaprezentować je na tym blogu wszak dotyczą bezpośrednio podjętej tematyki polskich uchodźców w Niemczech.
© by łukasz wolak
* Tytuł/cytat zaczerpnąłem z piosenki Piotra Rubika pt. Psalm Apokaliptyczny prolog.
Mała galeria z podróży: